Connect with us

Historie

Spotkanie, które odmieniło nasze życie

Pracując jako główna księgowa, często musiałam zostawać dłużej w pracy, żeby dokończyć raporty kwartalne i wiele innych terminowych zadań związanych z moim stanowiskiem. Dość często trzeba było omawiać dokumentację i raporty po godzinach pracy, bezpośrednio z dyrektorem. Tak wyglądała moja codzienność, byłam do tego przyzwyczajona i często wracałam do domu dość późno.

Tak też było pewnego jesiennego wieczoru. Wracałam z pracy tą samą drogą, co zwykle. Pobiegłam szybko do domu, bo wiedziałam, że czeka tam na mnie mój Hrabia (buldog francuski). Wzięłam Hrabiego na spacer i poszliśmy do parku doskonale znaną nam ścieżką. Mojego psa nagle zainteresowało coś w pobliżu ławki. Kiedy podeszłam bliżej, oniemiałam ze zdziwienia. Obok ławki siedziała mała dziewczynka, może trzyletnia, owinięta w ciepły kocyk. Była sama i nie mówiła jeszcze zbyt dobrze, wyglądało, jakby ktoś tu ją zostawił całkiem samą. Zaczęłam wypytywać dziewczynkę, dlaczego jest sama w parku, gdzie są jej rodzice, z kim tu przyszła. Dziecko było zdezorientowane i nie było w stanie wykrztusić z siebie nawet kilku słów, tylko płakało i mówiło, że chce do domu. Na moje pytanie, gdzie mieszka, dziewczynka też nie potrafiła odpowiedzieć. Zdecydowałam się zabrać dziecko do siebie, bo było już dość późno i ciemno, kto wie, co się może stać z takim maluchem w parku w nocy. Po drodze dowiedziałam się, że jej mama ma na imię Asia. Po powrocie do domu postanowiłam zadzwonić na policję i zgłosić, że znalazłam trzyletnią dziewczynkę. Gdy czekałam na policjanta, zrobiłam dziewczynce kakao i dałam ciastka, mała była bardzo głodna. Miała na imię Milenka.

Po przybyciu na miejsce dzielnicowy spisał moje zeznania i skontaktował się z opieką społeczną. Tymczasem mój mąż Tomek wrócił do domu i był zaskoczony takim zestawem gości w naszym mieszkaniu. Usiadł obok mnie w kuchni i poznał wszystkie szczegóły tego, co się dzisiaj wydarzyło. Opieka społeczna miała przyjść rano, bo było już późno. Wykąpaliśmy z Tomkiem dziewczynkę i położyliśmy ją do łóżka. Wyprałam jej kocyk i rzeczy, żeby rano dziecko mogło się ubrać w czyste i suche ubrania. Milenka bawiła się z Hrabią i czuła się u nas bardzo bezpiecznie.

Tomek i ja, choć tak nieoczekiwanie, po raz pierwszy poczuliśmy odpowiedzialną rolę rodzicielstwa. Rano obudził nas telefon z opieki społecznej. Pracownicy socjalni przyjechali odebrać Milenkę i ustalić jej tożsamość. Dziewczynka trafiła do domu dziecka. Jak się okazało, jej matka pracuje za granicą i bardzo rzadko odwiedza córeczkę. Dzieckiem opiekuje się chora na Alzheimera babcia i czasem zapomina, że ​​na przykład dziecko trzeba odebrać z przedszkola. Tym razem mała Milenka zgubiła się w parku, bo po prostu wyszła niezauważona na spacer. Później się okazało, że matka Milenki nie chciała jej zabrać do siebie, bo nie miała czasu się nią opiekować, a babcia sama wymagała opieki. Po tym zdarzeniu matce odebrano prawa rodzicielskie i opiekuńcze, a dziecko wysłano do sierocińca. Dla Milenki to było bardzo bolesne. Dziecko zostało zupełnie pozbawione najbliższych osób. Serce nam pękało na samą myśl o tym, co ona może czuć. Tomek i ja wiedzieliśmy o tej sytuacji, ponieważ poprosiliśmy opiekę społeczną o poinformowanie nas o dalszych losach dziecka.

Gdy tylko dowiedzieliśmy się, że Milenka jest w domu dziecka, postanowiliśmy ją odwiedzić. Zabraliśmy słodycze i owoce oraz Hrabiego, żeby dziewczynka mogła pobawić się z nim na świeżym powietrzu. Wtedy Tomek zapytał mnie, czy chciałabym mieć dziecko. Wiedział, że marzę o tym od dawna, ale nic nam z tego nie wychodziło. Postanowiliśmy porozmawiać z dyrektorem domu dziecka na temat adopcji Milenki. I tak spędzaliśmy każdy weekend – przyjeżdżaliśmy do Milenki jak tylko mieliśmy czas, w międzyczasie były przygotowywane wszystkie dokumenty adopcyjne.

Tomek i ja przeszliśmy badania, kursy i komisje. W domu zrobiliśmy remont, a pokój dziecięcy wyposażyliśmy zgodnie ze wszystkimi standardami. W tamtym momencie wydawało nam się, że to się nigdy nie skończy, ale nie. Mijały kolejne miesiące odkąd znaleźliśmy naszą dziewczynkę, dopełniliśmy wszystkich formalności adopcyjnych i wreszcie mogliśmy zabrać Milenkę do domu. Byliśmy z mężem szczęśliwi, że staliśmy się prawdziwą rodziną, a z czasem Milenka zaczęła nazywać nas mamą i tatą. Tak do człowieka przychodzi szczęście – kiedy sam najmniej się go spodziewa.

Czas płynął. Nasza córeczka poszła do pierwszej klasy, potem do klubu tanecznego. Ze wszystkim doskonale dawała sobie radę, była bardzo aktywnym i ciekawym dzieckiem, które interesuje cały świat. Była bardzo zdolna. Mijały kolejne lata, Milena brała udział w szkolnych konkursach i olimpiadach. Jeździła na turnieje taneczne i zdobywała nagrody. Tomek i ja zawsze wspieraliśmy córkę i byliśmy szczęśliwi, widząc sukcesy naszego dziecka. Minęło jeszcze kilka lat i nasza córka kończyła już szkołę. Była studniówka, piękna sukienka, polonez – wszyscy rodzice stali i płakali, zwłaszcza Tomek i ja, kiedy zobaczyliśmy, jak nasza dziewczynka dorosła i kim się stała. W tym samym roku Milena zdała maturę i dostała się na uniwersytet w naszym mieście. Postanowiła studiować stomatologię, w szkole zawsze lubiła chemię i biologię. No cóż, teraz już możemy z dumą powiedzieć, że nasza córka ukończyła studia z wyróżnieniem.

Trending