Connect with us

Historie

Sąsiedzi wyznawali europejskie wartości, ale sami zachowywali się niezbyt ładnie

Czasami ludzie uważają, że osiągnęli nadzwyczajne wyżyny tylko dlatego, że przeprowadzili się do innego kraju. A kiedy ich oskarżasz, a przynajmniej sugerujesz, że zdradzają swój kraj, zaczynają się tłumaczyć, że państwo nic dla nich nie robi, a w ogóle, to zrobili to, żeby nie umrzeć z głodu.

Co za bezsens! A co ty zrobiłeś dla tego kraju, żeby państwo miało z ciebie jakiś pożytek? A poza tym, jak to jest, że niektórzy jakoś potrafią tu przeżyć, a nawet normalnie zarabiać, a inni nagle umierają z głodu? Może to w nich jest problem? Naprawdę. Niektórzy nie chcą się uczyć, rozwijać, nawet myśleć. A potem uważają, że państwo powinno im zrzucać na głowy jakieś niesamowite bogactwa, jak mannę z nieba? To by było dziwne.

Jasne, łatwiej jest czyścić toalety za granicą za wyższą pensję, niż włożyć energię we własny rozwój i pracować w swoim kraju. To naprawdę śmieszne! A już zwłaszcza duma tych ludzi. To tak, jakby przeprowadzka i praca sprzątaczki we Włoszech robiła z nich jakichś bogaczy. A zresztą. Ta historia jest nie o tym.

Mamy sąsiadów, którzy mieszkają na stałe za granicą. Jednak dom mają dość duży, ogród i teren dookoła tak samo. Dlatego ktoś tego stale musi doglądać. Kto inny miałby to zrobić, jak nie dobrzy i naiwni sąsiedzi? Poprosili nas, a my się zgodziliśmy. Szczerze mówiąc, niczego się w zamian nie spodziewaliśmy. Żadnych pieniędzy ani prezentów. Nie umawialiśmy się na nic takiego.

W każdym razie, wyjechali do Sztokholmu. Mieli tam syna i wnuki. Sąsiedzi spędzili tam całe lato. Do nas ani razu nawet nie zadzwonili. Ale my mieliśmy regularnie robić zdjęcia, jak wszystko wygląda i jest o ich dom dbamy. Przesyłaliśmy je przez komunikator. A oni nawet nam nie dziękowali, tylko od czasu do czasu pisali, co jeszcze mamy dokończyć albo zrobić.

Niedawno wrócili. Podziękowań się znowu nie doczekaliśmy. Coś tam wycedzlili przez zęby, a potem zaczęli wytykać nam niedoróbki. Okazało się, że wiele rzeczy mogliśmy zrobić lepiej. Powtórzę, nic za to nie dostaliśmy. Absolutnie żadnych pieniędzy. Nie dostaliśmy nawet czekoladek, nie mówiąc już o żadnym prezencie. To była bardzo nieprzyjemna sytuacja. Gdyby chociaż mieli inny stosunek do naszej pracy.

Nie kłóciliśmy się ani nic im nie powiedzieliśmy. Niech już tak będzie. Ale najlepsze, że ci sami sąsiedzi potrafili opowiadać, jacy tolerancyjni i europejscy są ludzie za granicą, a jacy okropni i prostaccy w Polsce. Tylko, że jakoś sami dobrego przykładu nie dawali.

Minęło trochę czasu. Zimę spędzili w Polsce. Aż dziwne. Chociaż, oczywiście, nie mogli się powstrzymać od krytycznych komentarzy i kiepskich żartów o swoich rodakach. Wtedy akurat nasza babcia poważnie zachorowała. Miała problemy z naczyniami krwionośnymi. Nasze leki były odpowiednie, ale leczenie długotrwałe.

Były znacznie lepsze odpowiedniki, ale dostępne tylko za granicą. Cenowo wychodziły trochę korzystniej. Nie wiedzieliśmy, do kogo się zwrócić, więc poprosiliśmy tych sąsiadów. Wyjeżdżali z kraju za dwa dni i mieli wrócić po tygodniu. Mówiliśmy, że to bardzo pilne. Prosiliśmy, że gdyby nie udało im się kupić tych leków, żeby dali nam znać, a my poszukamy jakiejś alternatywy. Wydawało się, że wszystko zrozumieli. Ale wrócili z pustymi rękami. Zapomnieli nas o tym uprzedzić. Straciliśmy cenny czas, ale i tak zdobyliśmy to lekarstwo. A z tymi sąsiadami już nie utrzymujemy bliskich kontaktów.

Trending