Connect with us

Życie

Samochód mojego zmarłego męża oddałam jego synowi z pierwszego małżeństwa. Moi rodzice nie rozumieją, dlaczego tak zrobiłam. Mówią, że lepiej by było, gdybym go sprzedała, bo mam przecież jeszcze dwójkę dzieci. Obrazili się, że nie zapytałam ich o zdanie. Ale przecież oni nie mieli z tym autem nic wspólnego, więc po co liczą pieniądze z jego sprzedaży. Dla mnie relacje są ważniejsze niż rzeczy, niech chłopak sobie jeździ. Mam wobec niego dług, rozbiłam ich rodzinę. A ze strony moich rodziców to nieludzkie, żeby odsuwać się od własnej córki w takim trudnym czasie.

Z Robertem poznaliśmy się w pracy. W tym czasie ja byłam już rozwiedziona, a on żonaty. Na początku byliśmy tylko przyjaciółmi, pomagaliśmy sobie. W pewnym momencie zaczęłam jednak dostrzegać jego dwuznaczności i zainteresowanie. Pamiętam, jak przyniósł moje ulubione ciastka i zostawił je na moim biurku. Kiedy zobaczyłam tę niespodziankę, byłam pewna, że ​to jego sprawka, chociaż nie widziałam, kiedy to zrobił.

Biurowy romans przerodził się w związek, a później Robert zostawił rodzinę i zamieszkał ze mną. Byliśmy jak jeden organizm, tak było przez cały czas. Nie mogłam sobie nawet wyobrazić, że coś takiego jest możliwe. Moje pierwsze małżeństwo było zupełnie inne. Mam z niego córkę – nastolatkę, która zaakceptowała mój wybór i nie sprzeciwiała się mojemu szczęściu.

Robert też miał dzieci z pierwszego małżeństwa. Przyjeżdżały do nas w weekendy, traktowałam je bardzo ciepło, a one odnosiły się do mnie z szacunkiem. Doczekaliśmy się też dwójki naszych wspólnych dzieci. Urodziły się z najprawdziwszej miłości. Robert był nawet obecny przy narodzinach najmłodszego dziecka.

Jednak niedługo po urodzeniu najmłodszego dziecka spotkało nas nieszczęście. Nieszczęśliwy wypadek. Odszedł kochający ojciec i ukochany mąż. Moje życie podzieliło się na “przed” i “po”. Ta tragedia połączyła obie rodziny. Dzieci Roberta z pierwszego małżeństwa bardzo mnie wspierały. Gdyby nie one, nie wiem, jak zdołałabym to wszystko przeżyć. A z moimi rodzicami odwrotnie, doszło do konfliktu i zupełnie straciłam z nimi kontakt. Przykro mi, że pokłóciliśmy się przez pieniądze.

Robert miał samochód. Nic specjalnego, to był stary Lanos. Bez wahania oddałam go najstarszemu synowi męża z pierwszego małżeństwa. I tak czuję się wobec niego winna, bo przecież kiedyś zabrałam mu ojca. Miał wtedy mniej więcej dwadzieścia lat. Potrafił prowadzić i miał prawo jazdy. A mi na co ten samochód bez męża? Same wspomnienia o nim nie dawały mi spokoju, każda myśl o jego śmierci jest bolesna. Niech jego syn spokojnie sobie jeździ.

Moi rodzice nie rozumieją, dlaczego tak zrobiłam. Mówią, że byłoby lepiej, gdybym sprzedała samochód, bo mam przecież jeszcze dwójkę dzieci. Obrazili się, że nie zapytałam ich o zdanie. Ale przecież oni nie mieli z tym autem nic wspólnego, więc po co liczą pieniądze z jego sprzedaży. To nieludzkie, żeby odsuwać się od własnej córki w takim trudnym czasie.

Ewa, 46 lat

Trending