Connect with us

Życie

Rodzice nie chcą się wyprowadzić z mieszkania, które nam obiecali

Kiedy urodziła się najmłodsza córka, zrobiło nam się trochę ciasno. Dwa pokoje to zdecydowanie za mało. W końcu mieszkaliśmy z rodzicami.

Oczywiście na pierwszy rzut oka wydaje się, że to my, dzieci, powinniśmy zatroszczyć się o nowe mieszkanie. Tylko rzecz w tym, że moi rodzice mają gdzie mieszkać. Tuż pod miastem mają trzypokojowy dom z dużym podwórkiem i ogrodem. Co prawda, trzeba tam jeszcze zrobić remont. Jednak świeże powietrze i sąsiedztwo lasu to duże atuty.

Jak tylko się ożeniłem, ustaliliśmy, że przez jakiś czas będziemy mieszkać razem:

– Na razie wszyscy się jakoś zmieścimy, a później my się przeniesiemy za miasto.

Moja mama musiała pracować jeszcze kilka miesięcy, zanim mogła przejść na emeryturę. A potem rodzice planowali się przeprowadzić i zostawić nam mieszkanie.

Żyliśmy razem zgodnie, bez kłótni. Kiedy urodziło się pierwsze dziecko, na fali euforii nikt nie myślał o tym, że w domu jest trochę tłoczno. Poza tym prawie całymi dniami mama i tata zajmowali się swoimi sprawami na mieście. I tak udawało nam się żyć w zgodzie. Rodzice byli w domu tylko rano i wieczorem, ja też cały czas byłem w pracy, a w domu zostawała tylko moja żona z córką.

Wszystkie wydatki wzięliśmy na siebie. Zarabiałem przyzwoicie, więc postanowiłem nie brać pieniędzy od rodziców. Rachunki za media, większość kosztów jedzenia – wszystko to opłacaliśmy my z żoną. O dziwo, moi rodzice nie protestowali za bardzo. Ta opcja im odpowiadała.

Pierwsze nieporozumienia zaczęły się, gdy nasza córka zaczęła stawiać pierwsze kroki.

– Jak można tak bardzo nie przejmować się dzieckiem. Dookoła są same niebezpieczeństwa – mama zaczęła nam zarzucać, że nie dbamy o bezpieczeństwo, gdy dziecko potknęło się o dywanik i upadło. Od tego momentu córeczka starała się stawiać samodzielne kroki bardzo ostrożnie, nawet z pewnym lękiem. A mama ciągle nas pouczała. Żona ze wszystkich sił próbowała postawić rodziców na miejsce, a nawet uprzejmie nie zgadzać się z teściową. Jednak jej wysiłki były bezowocne.

Najbardziej irytowało nas jednak to, że rodzice próbowali kontrolować nasze wydatki.

– Na co tyle ubrań, przecież ona tak szybko rośnie – powtarzała mama, gdy zobaczyła coś nowego u swojej wnuczki.

– To jakieś dziwne i nie pożywne – mruknął mój ojciec, kiedy żona próbowała urozmaicić dietę dziecka zdrową żywnością.

Widziałam, jak walczy z tym, żeby nie powiedzieć teściom wprost, co myśli, a przy tym nie wywołać poważnej kłótni.

Aż tu nagle kolejna wiadomość – moja żona znowu jest w ciąży. Mieliśmy nadzieję, że to wydarzenie wreszcie zmusi naszych rodziców do wyprowadzki. Ale po prostu  tylko nam pogratulowali. W życiu rodziców nic się nie zmieniło. Nadal żyli swoim spokojnym życiem.

Kiedy zdaliśmy sobie sprawę, że nie ma jeszcze mowy o przeprowadzce, mieliśmy nadzieję, że może chociaż żona będzie miała pomoc w opiece nad dzieckiem. Córeczka jest aktywna, wymaga dużo siły i energii, a w jej stanie to trudne, a nawet ryzykowne. Tak naprawdę jednak wszystko wciąż było na jej barkach. Rodzice wciąż zajmowali się sobą i swoimi sprawami.

Kiedy urodziło się nasze drugie dziecko, postanowiłem porozmawiać z rodzicami poważnie i dowiedzieć się, co powstrzymuje ich przed przeprowadzką do przestronnego domu. Nie muszą się przecież cisnąć z nami na 50 metrach kwadratowych. Powód okazał się błahy. Utrzymanie domu wymaga większych kosztów niż mieszkanie. Poza tym są przyzwyczajeni do miasta. A co najważniejsze – dom wciąż wymaga remontu, a mieszkanie jest gotowe. I, to było jak grzmot z jasnego nieba, zaproponowali, żebyśmy to my się przeprowadzili. Zaniemówiłem. Nie mogłem uwierzyć własnym uszom.

Jeszcze o niczym nie powiedziałem żonie. Zastanawiam się, co zrobić. Jakiś czas temu zainwestowaliśmy już znaczną kwotę w remont mieszkania, które miało być nasze. A teraz rodzice proponują, żebyśmy zrobili to samo z domem. Oczywiście, zawdzięczam rodzicom bardzo wiele, ale po prostu nie znoszę oszustwa. Poza tym nie jestem pewien, czy mogę im całkowicie zaufać.

Trending