Connect with us

Historie

Rejs liniowcem “Życie”

Ciało odpręża się pod lekkim masażem, który wykonują umiejętne i delikatne, a równocześnie silne dłonie. „Jak miło. Takie ręce nie powinny masować, tylko robić coś innego, erotycznego…”, śmiała myśl błysnęła mi gdzieś na granicy świadomości. Powietrze przesycone jest zapachami morza i aromatem drogich perfum. Cicha delikatna melodia jest niesamowicie relaksująca. Łóżko jest tak wygodne, że w niewiarygodny sposób dopasowuje się do kształtów mojego ciała, jakbym leżała na obłoku. Przyjemny chłodny powiew delikatnie rozwiewa moje włosy, które gęstą falą opadają do pasa.

Zaraz! Wiatr rozwiewa moje włosy? Przecież ja mam krótkie włosy! To był sen…

– Długo się jeszcze będziesz tu wylegiwać? – dźwięczny dziewczęcy głos w końcu przerwał mój relaks. – Wstań i chodź za mną.

Otwieram oczy i ze zdziwieniem patrzę na bezczelną ładną dziewczynę, która stoi przede mną z rękami opartymi na biodrach. Ale to nie ona przykuła teraz całą moją uwagę. Jak poparzona wstaję z miejsca, omijam dziewczynę, rozglądam się ze zdziwieniem i nie mogę uwierzyć własnym oczom. Stoję na górnym pokładzie ogromnego luksusowego statku wycieczkowego. Przede mną bezkresny błękit oceanu. Wieczorne słońce cicho chowa się za horyzontem jak rozgrzana do czerwoności kula, malując na pożegnanie niebo wszystkimi odcieniami czerwieni i żółci.

To jest takie piękne! Co ja tutaj robię?

Wszędzie są ludzie. Dużo ludzi. Ktoś spaceruje spokojnie po pokładzie z kieliszkiem wina. Ktoś, tak jak ja, korzysta z masażu na leżaku. Ktoś relaksuje się w basenie.

Gorączkowo próbuję oprzytomnieć i zrozumieć, jak ja tu wylądowałam. Odpoczywaliśmy z mężem i przyjaciółmi nad rzeką. Wszyscy poszli popływać. Ja zostałam, żeby się poopalać. Nic z tego nie rozumiem. „Jak to się stało? Wpadłam do rzeki i prąd mnie zniósł aż do morza?” – odpycham szaloną myśl, ale nic innego nie przychodzi mi do głowy.

Ta ładna dziewczyna znów pojawia się przed moimi oczami i rzuca mi jakąś tunikę. Ona sama jest podobnie ubrana.

– Załóż to. Dla takich jak ty nic ładniejszego nie mam, – burknęła ze złością.

I wtedy uświadamiam sobie, że jestem w stroju Ewy, mam długie włosy i szeroką białą bransoletkę na nadgarstku. Taka niespodzianka. Szybko wciągam tunikę i nieśmiało rozglądam się na wszystkie strony. Dopiero teraz zauważam, że większość ludzi wokół, tak jak ja przed chwilą, jest w strojach Adama i Ewy. Wydaje się, że czują się tak komfortowo. Co to jest, statek wycieczkowy dla nudystów? Nikt nie zwraca na mnie uwagi.

A oto mój masażysta. O rany, jaki przystojniak! Puszcza do mnie oko i błyska hollywoodzkim uśmiechem. Natychmiast wszystkie mniej lub bardziej rozsądne myśli wyparowują z mojej głowy. Takich mężczyzn widziałam tylko w filmach.

Nowa znajoma kręci głową z irytacją, chwyta mnie za rękę i gdzieś ciągnie.

– Ten luksus nie jest jeszcze dla ciebie. Jak tylko problem z miejscem docelowym zostanie rozwiązany, wtedy – być może, – komentuje po drodze dziewczyna. – A przy okazji, możesz nazywać mnie starszą stewardesą. Nie zdecydowaliśmy jeszcze, co z tobą dalej. Wszystko ci pokażę. W końcu jestem tutaj już prawie dziesięć lat.

Pokornie podążam za nią. Bo co mam robić? Nie będę przecież krzyczeć „Pomocy!” Nie wskoczę chyba do morza? Nie byłabym w stanie sama dopłynąć stąd do domu. Nie wiem nawet, w którą to stronę.

Mijamy pokład za pokładem. Wokół aż kapie od luksusu. To wygląda jak ogromna, nie – gigantyczna impreza dla milionerów. Skąd ich się tutaj tylu wzięło? Dlaczego się tutaj zebrali? Słucham rozmów i słyszę wiele języków: rodzimy polski, angielski, niemiecki, francuski, rosyjski i kilka innych, których nie potrafię zidentyfikować.

Po drodze spojrzałam na bransoletkę na mojej dłoni. Jaka ona jest dziwna. Próbowałam ją zdjąć, ale nic z tego nie wyszło. Jakby ktoś przykleił mi ją do ręki. O, są na niej jakieś liczby – 236. To zegarek? Nie, chyba nie. Ostatnia liczba powoli przesuwa się w dół, jak w liczniku, a szóstka za chwilę zmieni się w piątkę. To wygląda na odliczanie. Ale do czego, do jakiego wydarzenia? Postanowiłam zapytać o to starszą stewardesę, ale ona tylko machnęła ręką.

Byłam już zmęczona naszym spacerem. W oczach migotały mi kolorowe światła, w uszach dzwoniły głosy i muzyka. W końcu przeszłyśmy długim, zupełnie białym korytarzem i weszłyśmy do przestronnego, całkowicie białego pokoju z ogromnym okrągłym stołem pośrodku. Na tym bezbarwnym tle moją uwagę natychmiast przykuło duże lustro, które znajdowało się na wprost wejścia do pokoju.

– To ja? – nie mogłam powstrzymać zdziwienia, gdy zobaczyłam swoje odbicie.

Z lustra patrzyła na mnie młoda, piękna dziewczyna. Niby ja i niby nie ja. Włosy jakby moje, ale zamiast zwykłej krótkiej fryzury – gęsta długa grzywa. Szare oczy – moje, ale jakieś większe, jaśniejsze. Nigdy nie cierpiałam na nadwagę, ale teraz wszystko było po prostu idealne.

– Taka możesz być i taka chcesz być, – moja stewardesa wytrąciła mnie z zachwytów. – To twoja górna poprzeczka, że ​​tak powiem.

To cóż, im dalej w las, tym więcej drzew.

Dziewczyna posadziła mnie przy stole i wręczyła mi dwie ogromne księgi.

– Najpierw spójrz na tę, – trąciła różową, na której srebrnymi literami wydrukowano „Bilet #” i niekończącą się serię cyfr, których ilości nie sposób określić. – Przejrzyj wszystko dokładnie, a jeżeli coś jest nie tak – popraw.

– Ale ja przez tydzień tego wszystkiego nie przeczytam, – zmieszana spojrzałam na dziewczynę.

– To twoje życie, – odpowiedziała stewardesa z tajemniczym uśmiechem.

Myślałam, że już nic mnie nie zaskoczy, ale kiedy ostrożnie otworzyłam księgę, byłam po prostu oszołomiona. Wszystko ułożone według sekcji, punktów i podsekcji. Nawet intymne szczegóły, takie jak pozycja, w której lubię się kochać, czy znamię w kształcie serca na lewym pośladku. Nagle, jakby w jednej chwili całe moje życie rozbłysło przede mną. I oto jestem już na ostatniej stronie. Okazuje się, że nie potrzebowałam aż tygodnia. Wystarczyło kilka sekund.

Mimochodem zerknęłam na tajemniczą bransoletkę. Już 115. Co to znaczy?

Natychmiast podsunięto mi pod nos drugą księgę, tym razem niebieską, z takim samym niekończącym się numerem biletu.

– Odpowiadaj ostrożnie. Nie będziesz mogła nic poprawić, – powiedziała bardzo poważnie dziewczyna.

Kilka dziwnych pytań. Kolor oczu, włosy, wzrost, płeć, dom lub mieszkanie, liczba braci i sióstr, liczba dzieci… Co to za dziwny kwestionariusz?

– A można nie odpowiadać? – spojrzałam błagalnie na stewardesę i nagle jej postać i wszystko wokół zaczęło stawać się coraz mniej wyraźne i zamazywać się.

– Można innym razem. Później, – dziewczyna uśmiechnęła się, wyciągnęła do mnie rękę i nagle poprosiła. – Weź mnie ze sobą…

– Chodźmy, – złapałam ją za rękę w ostatniej chwili, zanim wszystko zniknęło.

Następną rzeczą, jaką usłyszałam, było to, jak ktoś rozpaczliwie błaga, żebym wróciła i go nie opuszczała. Nareszcie jakiś znajomy głos, westchnęłam z ulgą. Mój mąż patrzy na mnie przerażonymi oczami, a obok niego pochyla się nade mną nieznana kobieta w białym ubraniu.

– Kochana, prawie już pani była na tamtym świecie. Jak długo można leżeć na takim słońcu? – lekarka wskazała na mnie palcem. – Dobrze, że tak to się skończyło.

„No! Niezłą miałam wizję. No cóż, mam fantazję,” – pomyślałam i przypomniałam sobie przystojnego masażystę. „No tak, tacy zdarzają się tylko w snach”.

Przez cały wieczór mąż skakał koło mnie, jak nigdy dotąd. Czy mnie coś boli, czy jest mi wygodnie, czy interesuje mnie to, co leci w telewizji i tak dalej.

A w telewizji były wiadomości. Reporterka radośnie opowiadała o niesamowitym zdarzeniu. Pewna pacjentka nagle wybudziła się ze śpiączki, w której była od prawie dziesięciu lat. Teraz czuje się dobrze i dziennikarce pozwolono z nią porozmawiać. Obraz na ekranie zmienił się na widok oddziału szpitalnego, na którym przebywała ta pacjentka, która cudownie wyzdrowiała.

Cuda się zdarzają.

Z ekranu telewizora patrzyła na mnie tajemniczo moja stewardessa…

Trending