Connect with us

Życie

Przyjechał, ale nie było nikogo, kto by się z tego cieszył

Dziadka Stefana bali się wszyscy. Dorośli przez prawdę, której nikt nie chciał słuchać; dzieci – przez protezę, która zastępowała lewą nogę dziadka.

Dziadek wyglądał groźnie i ciągle przeklinał. „Ach ty, kurrr…!” – bluzgał i groził chłopakom, biegającym po drodze, kijem, na którym się opierał. Czarne włosy opadały mu na czoło, a starzec ciągle jej poprawiał i wpychał pod dziurawy kapelusz.

Dzieciaki zbierały się nad rzeką, potem biegały po wszystkich podwórkach, przeskakiwały przez płoty, straszyły kury i chowały się po stodołach. Dziadek Stefan nie lubił takiej samowolki i groził, że obije chuliganów swoim kijem po plecach, a nawet niżej, żeby się dowiedzieli, gdzie mają schować swoją głupią energię.

Dziadek zawsze miał w kieszeni na piersi paczkę papierosów bez filtra. Palił jak smok, oparty o furtkę, czekając, aż pastuch przyprowadzi krowę z pastwiska. A ona sapała mu delikatnie w dłoń i szła do wiadra z wodą, przeciągle i głośno  przy tym mucząc.

  1. sierpnia dziadek Stefan wyciągał swój wojskowy mundur, prostował plecy jakby był o 40 lat młodszy, a proteza już nie wyglądała jak proteza, tylko jak jego własna noga. Tylko oczy miał smutne, ale nikogo w ten dzień nie przeklinał.

Dziadek Stefan miał kiedyś syna. Dużo pił, często kłócił się z ojcem, sto razy wyprowadzał się do miasta i tyle samo razy wracał. Nie umiał nic, jak tylko przepijać emeryturę ojca. Następnego dnia ze łzami w oczach przepraszał i wszystko zaczynało się od nowa.

Pewnego dnia, po kolejnej takiej imprezie, syn obiecał, że się poprawi. Mocno to sobie postanowił i pojechał za pracą. Dziadek codziennie stał przy furtce i patrzył, czy syn wraca. Nie przychodził, tylko krowa delikatnie poszturchiwała rękę dziadka i stawała obok, patrząc na niego smutnymi, mądrymi oczami.

A potem dziadek zmarł. Zasnął i się nie obudził. Ludzie próbowali poinformować syna, ale go nie znaleźli. Sąsiedzi bali się sprzedać krowę na mięso i na zmianę się nią opiekowali. Bo może syn przyjedzie?

I przyjechał, ale dziesięć lat później. To była zupełnie inna osoba – wyglądał jak człowiek sukcesu w swoim nowiutkim samochodzie, ale nie było już nikogo, kto by się z tego cieszył.

Trending