Życie
Przyjaciółka zaprosiła mnie do restauracji. Jadła na mój koszt

Miałam bardzo dobrą przyjaciółkę. Jednak kluczowym słowem jest tutaj „miałam”. To moja dawna koleżanka z klasy. Odkąd pamiętam, potrafiłyśmy bez przerwy rozmawiać o wszystkim.
Nigdy nie obchodziłyśmy razem urodzin ani innych świąt. Oczywiście, składałyśmy sobie życzenia, ale nie kupowałyśmy żadnych prezentów.
Jednak bardzo ją lubiłam. Zawsze mnie wspierała, wysłuchiwała wszystkich moich smutków i żali. Mogłyśmy razem plotkować na każdy temat. Postanowiłam więc tym razem dać jej coś na urodziny. Dlaczego by nie?
Wiedziałam, że uwielbia dodatki, więc dałam jej dość drogą jedwabną apaszkę. Stonowaną. Sama bym taką nosiła. Była zrobiona na zamówienie i widziałam, że bardzo jej się spodobała.
Z kolei Marta zaprosiła mnie następnego dnia do restauracji. Poszłam tam w bardzo dobrym nastroju. Myślałam, że to świetny pomysł, żebyśmy zaczęły sobie robić takie prezenty.
Poszłyśmy do dosyć drogiego, ale bardzo dobrego lokalu. Byłam tam kilka razy i zawsze wszystko było na najwyższym poziomie. Szczególnie jedzenie.
Usiadłyśmy przy stoliku. Zamówiłam sałatkę, deser i lemoniadę. Marta zaczęła zamawiać prawie wszystko, co było w menu. Pomyślałam, no dobrze, w końcu to ona zaprasza. Płaci, to niech zamawia, co chce.
Ja jej dałam prezent. A ona mnie zaprosiła.
Rozmawiałyśmy przez cały wieczór. Było bardzo miło i klimatycznie. Omówiłyśmy bardzo dużo spraw. Wieczór dobiegał końca. Marta poprosiła o rachunek. Czekałyśmy na niego jeszcze kilka minut. Nagle, kiedy kelnerka przyniosła rachunek, Marta wstała i powiedziała, że poczeka na mnie na zewnątrz.
Na początku byłem oszołomiona. Oczywiście, miałam przy sobie pieniądze. I zapłaciłam. Ale gdybym nie miała? I dlaczego to ja musiałam zapłacić? To ona zjadła 2/3 naszego zamówienia. Powinna zaproponować, że zapłaci co najmniej połowę rachunku.
Wyszłam z restauracji i powiedziałam koleżance, że się spieszę. Szybko, nie czekając na odpowiedź, poszłam, żeby nie wylać na nią całej swojej złości.
Potem nasze kontakty zrobiły się rzadsze. Tylko w ważnych sprawach dzwonimy do siebie. Nie chcę już mieć z taką osobą nic wspólnego. A wy jak myślicie? Kto popełnił błąd w tej sytuacji? I czy warto tracić przyjaciółkę z powodu takich zasad? Ja też popełniłam błąd. Nigdy więcej nie będę nikogo uszczęśliwiać na siłę i będę polegać tylko na sobie.

-
Historie2 lata ago
Chłopak w autobusie dał lekcję matce z synem
-
Rodzina1 rok ago
Mam 64 lata, rok temu wróciłam z pracy we Włoszech i stwierdziłam, że mam dość. Byłam tam przez 12 lat, w tym czasie kupiłam mieszkania i córce, i synowi, a w swoim domu na wsi przeprowadziłam porządny remont. Wydawałoby się, że niczego mi już nie trzeba – tylko cieszyć się życiem, ale jest coś, co nie pozwala mi na pełną radość.
-
Rodzina2 lata ago
Córce kupili mieszkanie, a syn dostał działkę
-
Życie1 rok ago
Teściowa wyrzuciła nas z domu, a 15 lat później przyszła do wnuczki