Connect with us

Życie

Próbuję pomóc, ale boję się, że zaszkodzę

W naszym bloku mieszka rodzina jak z dawnej bajki, w której macocha kocha swoje dzieci, a przybrane morzy głodem i chłodem.

Bartek ożenił się z Martą, gdy jego córka Ula miała 10 lat. Kilka lat wcześniej owdowiał. Marty synek miał wtedy 5 lat. Kilka miesięcy po ślubie Marta ponownie zaszła w ciążę.

Ilekroć spotykałam na ulicy Ulę, córkę Bartka, zawsze była chuda jak patyczek i ubrana zupełnie inaczej niż jej rówieśnicy. Ale nie wiedziałam, jak do niej podejść, jak zapytać. Może czegoś nie ma, może czegoś potrzebuje. Ich rodzina zawsze stara się zrobić jak najlepsze wrażenie na ludziach. Chcą wyglądać na kochających i bardzo sobie bliskich.

Kiedyś dziewczynka siedziała na podwórku i pilnowała swojej najmłodszej siostry. Usiadłam obok niej i od niechcenia zaczęłam rozmowę. Po kilku minutach Marta krzyknęła przez okno, żeby młodsza przyszła coś zjeść, a Ula została na dworze i czekała aż siostrzyczka znowu wyjdzie. Zapytałam, dlaczego nie poszła do domu zjeść. Dziewczyna zaczęła się jąkać, aż wreszcie wydusiła, że nie jest głodna. Ale jej zachowanie jednak budziło moje wątpliwości. Wyjęłam z torebki rogaliki z wiśniami, dopiero co upieczone, chciałam je zawieźć do teściowej. Poczęstowałam Ulę i powiedziałam, że jeżeli nie chce iść do domu na obiad, to może chociaż zjeść ciastko. Nigdy w życiu nie widziałam, żeby ktoś jadł tak łapczywie. Dziecko powiedzieć może różne rzeczy, ale zachowanie nie kłamie. Wtedy zdałam sobie sprawę, że macocha niechętnie ją karmi.

Coraz częściej zaczęłam przynosić dziewczynce jakieś smakołyki albo zapraszać ją w gości. Czasami dawałam jej pieniądze, żeby, tak samo jak inne dzieci, mogła sobie kupić coś dobrego w sklepie.

Trwało to jakieś pół roku, traktowałam już Ulę, jak kogoś z rodziny. I codziennie czekałam, aż zapuka do drzwi. Aż pewnego dnia, kategorycznie nie zgodziła się przyjść do mnie po szkole na obiad albo nawet przyjąć coś do zjedzenia.

Długo z nią rozmawiałam, żeby się czegoś dowiedzieć. Ale nic z tego nie wyszło. Dziewczyna nawet nie chciała rozmawiać. Na początku jeszcze ją namawiałam, żeby przyjęła jakieś ciastko, drożdżówkę albo kanapkę. Do czasu, aż na ulicy byłam świadkiem jej kłótni z macochą. Od razu po awanturze Ula przybiegła do mnie ze łzami w oczach. Powiedziała, że dłużej już tego nie wytrzyma. Jak się okazało, Marta zaczęła jej wszystko zabierać – pieniądze i jedzenie, które dawałam Uli “na wynos”. Od kilku tygodni nie dostała z tego wszystkiego nawet okruszka, matka wszystko dała młodszym dzieciom. A dziewczyna usłyszała jeszcze pod swoim adresem, że zrobiła się z niej „gruba krowa” i że „roztyła się na cudzym jedzeniu, wstyd rodzinie przynosi”.

Bartek pracuje całymi dniami, żeby zarobić na wszystkie kaprysy swojej nowej żony, więc nie widzi tego, jak Marta traktuje Ulę. Nawet nie wiem, jak się zachowywać w takiej sytuacji – powiedzieć Marcie, żeby przestała znęcać się nad dzieckiem, czy porozmawiać bezpośrednio z ojcem. Obawiam się, że moje dobre chęci mogą jeszcze bardziej pogorszyć sprawę.

Trending