Connect with us

Historie

Pewnego dnia zgubiłam mojego najlepszego i najdroższego przyjaciela. To wydarzenie złamało mi serce, ale po kilku miesiącach go odnalazłam, chociaż zupełnie już na to nie liczyłam.

Od dzieciństwa marzyłam o tym, żeby mieć psa. To bardzo inteligentne, mądre i kochające zwierzęta, a ja potrzebowałam takiego przyjaciela. Mieszkaliśmy z rodzicami w bloku, w mieszkaniu ledwo starczało miejsca dla naszej czwórki, więc nie mogłam mieć szczeniaka.

Jako dziecko byłam trochę dziwna. Dzieci nie chciały się ze mną bawić, bo byłam inna, ale i tak rodzice nie chcieli dać mi psa, który mógłby być moim prawdziwym przyjacielem. W końcu zrozumiałam, że zwierzę cierpiałoby w ciasnym pokoju, więc zrezygnowałam z przekonywania rodziców do tego pomysłu.

Czas mijał, miałam już 18 lat. Po studiach wynajęłyśmy z koleżanką mieszkanie w innym mieście, ale nadal nie mogłam spełnić swojego marzenia – kupić psa. Właścicielka mieszkania nie pozwalała trzymać w mieszkaniu zwierząt, a moja koleżanka miała uczulenie na sierść.

Minęły więc kolejne 4 lata, a moje marzenie wciąż się nie spełniało. Kiedy wyszłam za mąż i zastanawialiśmy się, czy kupić mieszkanie, czy dom, zdecydowaliśmy się z mężem na mały domek. Byłam niesamowicie szczęśliwa, bo wiedziałam, że teraz nareszcie będę mogła mieć psa.

Dni mijały bardzo szybko, czas płynął z zawrotną prędkością, jeszcze kilka miesięcy, a moje marzenie się spełni.

Gdy tylko wprowadziliśmy się do własnego domu, kupiliśmy pięknego owczarka – Eliota. Ten pies urzekł mnie od pierwszych sekund naszej znajomości. Jego zimny nosek i wesołe, ale mądre oczy, którymi na mnie patrzył, od razu powiedziały mi, że to mój nowy przyjaciel.

Po przyjściu do domu Eliot i ja nie rozstawaliśmy się ani na chwilę. Po prostu nie byłam w stanie oderwać się od tej uroczej kuleczki. Z biegiem czasu mój pies rósł i stawał się coraz mądrzejszy. Zaczął reagować na swoje imię, wykonywać różne polecenia takie jak: siad, leżeć, daj głos. Zawsze zrozumiał, czy mówię „tak”, czy „nie”. W życiu nie widziałam tak mądrego i cudownego psa.

Pewnego dnia wróciłam do domu z pracy i zauważyłam z niepokojem, że nikt mnie nie wita, a Eliot zawsze to robił. „Może śpi…” – przemknęło mi przez głowę… Przeszukałam cały dom i okazało się, że mojego psa nigdzie nie ma.

Chwyciłam kurtkę, wybiegłam na zewnątrz i już od drzwi zaczęłam wołać mojego Eliota. Później do poszukiwań dołączył mój mąż. Szukaliśmy do późnej nocy, ale psa nie znaleźliśmy.

Jeszcze przez miesiąc wychodziłam z domu z nadzieją, że znajdę Eliota. Pomyślałam, że może się zgubił albo zabłądził. Wtedy już nawet nie płakałam, chyba wcześniej wypłakałam już wszystkie łzy. Trudno jest sobie wyobrazić, jak to jest stracić to, o czym marzyłeś przez całe życie, a w tym przypadku – tak bardzo wyczekiwanego przyjaciela.

Minęło kilka miesięcy, już nawet nie odwracałam głowy, słysząc w pobliżu szczekanie. Straciłam nadzieję, że to może być mój pies… Czy on w ogóle jeszcze żyje?

Tego dnia zaplanowaliśmy z mężem romantyczną kolację w restauracji. Poszłam do kosmetyczki i do fryzjera. Ale w pewnej chwili mój wzrok przykuł pies leżący po drugiej stronie ulicy. Duży, czarno-brązowy pies… Przez chwilę miałam nadzieję, że to mój Eliot – mój najdroższy przyjaciel. Przeszłam przez ulicę, podeszłam do psa, ale zaczął uciekać. Wydawało mi się, że w tych ciemnych i znajomych oczach rozpoznaję mojego przyjaciela. Był przestraszony, brudny i chudy. Nawet mnie na początku nie poznał, ale kiedy zawołałam go po imieniu, zatrzymał się.

Po kilku sekundach pies rzucił się do mnie, radośnie machając ogonem. Łzy napłynęły mi do oczu, bo już nawet nie miałam nadziei, że go znajdę. „Mój mały Eliot! Jak tu trafiłeś? Jak ty sobie przez tyle czasu sam radziłeś?” – mówiąc do niego, mocno przytuliłam psa.

„Teraz nie oddam cię nikomu, mój najukochańszy przyjacielu!”

Kolację w restauracji trzeba było przełożyć, bo teraz mieliśmy coś ważniejszego do zrobienia: zabrać Eliota do weterynarza, umyć, nakarmić i dopilnować, żeby już więcej się nie zgubił…

Trending