Connect with us

Dzieci

Parę stron z pamiętnika sieroty

Moi rodzice rozwiedli się, kiedy miałem 5 lat. Z najmłodszych lat pamiętam tylko krzyki i płacz mojej mamy. Ojciec zawsze milczał, w ogóle go nie pamiętam. Potem moja mama i ja mieszkaliśmy już we dwójkę. Wkrótce zaczęła pić, bo nie mogła przeżyć tego, że ojciec odszedł od nas i zamieszkał z inną kobietą.

Dzień, w którym po raz pierwszy szedłem do szkoły, zapadł mi szczególnie w pamięć. Sam przygotowałem się na rozpoczęcie roku: w wieku 7 lat bez problemu wybrałem sobie ubrania i sam je wyprasowałem naszym starym żelazkiem. Przygotowałem sobie śniadanie, dwa jajka na twardo, zjadłem je w pośpiechu, a potem pobiegłem do szkoły z chłopakami z sąsiedztwa. Inne dzieci prowadziły do ​​szkoły elegancko ubrane i uśmiechnięte mamy, a moja w tym czasie spała spokojnie po wypiciu butelki poprzedniej nocy…

Takie życie nie trwało długo. Kiedy skończyłem 8 lat, mamę zabrali na odwyk. Pamiętam, jak ciocia Irenka, nasza sąsiadka, przytulała mnie i mówiła: „Nie martw się, Kacperku, niedługo cię odbierze, wyleczą ją i przyjdzie po ciebie”. Niezupełnie rozumiałem, dokąd mama ma po mnie przyjść. Ale następnego dnia wszystko stało się jasne: siedziałem na korytarzu w domu dziecka i czekałem, aż nowe ciocie przygotują jakieś tam dokumenty.

Gdzie w tamtym czasie był mój ojciec, nie wiadomo. Sądząc jednak po ostatnich latach mojego życia z matką, było więcej niż jasne, że nie za bardzo mnie potrzebował, a mówiąc dokładniej, nie potrzebował mnie wcale. I tak zaczęło się moje samodzielne życie wśród niechcianych dzieci – takich samych, jak ja.

Wiecie, co w tym wszystkim było najstraszniejsze? To, że każdego dnia czekałem na nią – na moją mamę. Chciałem wtedy wszystkim pokazać, że nie jestem taki, jak te inne dzieci, że przywieźli mnie tutaj tylko na chwilę i że moja mama wkrótce po mnie przyjdzie. Starsze dzieci po prostu się z tego śmiały, nawet wymyśliły mi przezwisko „Kacper-Czekacz”, a bicie mnie było świętym obowiązkiem dla nich wszystkich. W tych minutach, godzinach, dniach i latach było wiele bólu i cierpienia, i nie mniej modlitw i błagań do Boga o pomoc. Modliłem się wtedy codziennie, bo bardzo chciałem, żeby mama mnie zabrała. Ale tak się nie stało. Ona nawet do mnie nie przyszła.

Po wymarzonym wyjściu z sierocińca musiałem od razu iść do pracy i równocześnie się uczyć. Na „wolności”, jak mówili w naszym domu dziecka, jednak wpadłem na pomysł, żeby odnaleźć mamę. Jak sobie teraz przypominam, gdy tylko dostałem pierwszą wypłatę, tego samego dnia poszedłem do prywatnego detektywa i zapłaciłem mu, żeby jej szukał. I znalazł ją. Tego dnia targały mną różne emocje: miłość i pogarda, nienawiść i chęć przytulenia jej. Napisałem do mamy list i wrzuciłem go do jej skrzynki pocztowej. Napisałem w nim: „Mamo, czekam na ciebie jutro o 14 w kawiarni Zodiak niedaleko twojego domu”.

Jednak przyszła: taka piękna, bardzo zadbana i modnie ubrana. Spojrzała mi w oczy i powiedziała: „Nie chcę wracać do przeszłości. Mam nowe życie, w którym nie ma ani ciebie, ani twojego ojca. A ty jesteś taki sam, jak on”. Odwróciła się i wyszła. Nie pozwoliła mi nawet nic powiedzieć, bo pewnie miała ważniejsze rzeczy do roboty niż rozmowa ze mną. Też poszedłem do domu. Swój ból zabrałem ze sobą.

Jak bardzo mnie to wtedy bolało – nie potrafię opisać słowami. Pamiętam też, jak bardzo ściskało mnie coś w piersi i jak mocno biło moje serce. Tak bardzo chciałem, żeby mama mnie wtedy przytuliła. Wiele razy wyobrażałem sobie to spotkanie. Kiedyś nawet myślałem o tym, co by do mnie powiedziała, jak by mnie przepraszała i płakała. A ja bym ją uspokajał. Ale to wszystko się rozpadło. Okazało się, że dla mojej mamy nie istnieję, że jestem dla niej – tylko „przeszłością”. To wszystko.

Po tym spotkaniu długo dochodziłem do siebie. Prawdę mówiąc, to prawie rok przerabiałem z psychologami ten temat i powiem wam, że to dało efekty. Udało mi się odpuścić, a nawet stać się szczęśliwym człowiekiem. Ożeniłem się, jestem ojcem trzech uroczych dziewczynek. Moja przeszłość już mnie nie boli i teraz wiem na pewno, że wszystko, co w życiu złe, kiedyś zawsze przemija.

Trending