Connect with us

Historie

Nikczemny Rupert

Ta niesamowita historia wydarzyła się w Wolsztynie, niewielkim mieście na zachodzie Polski.

W jednym z bloków mieszkała dziewczyna Iwona i jej kot syjamski o imieniu Rupert. Kotek miał prawie rok.

Iwona musiała pewnego razu pojechać do krewnych, ale nie odważyła się zostawić Ruperta samego. Chciała poprosić sąsiadkę, żeby się nim zaopiekowała, ale odmówiła. Reszty mieszkańców dziewczyna nie znała zbyt dobrze, a poza tym nie reagowali dotąd pozytywnie na tego kota.

Trudno się dziwić, skoro zwykle urządzał wrzaski o czwartej nad ranem. Właśnie o tej porze Rupert chce jeść i biegnie prosto do sypialni swojej opiekunki. Kiedyś prawie zjadł papugę sąsiada, więc Iwona nie mogła oczekiwać, że ktoś chętnie zajmie się kotem.

Wtedy przypomniała sobie o panu Stefanie, miejscowym uosobieniu dobroduszności. „Ale się poszczęściło wnukom i dzieciom, że mają kogoś takiego w rodzinie”, zawsze myślała o nim w ten sposób, więc postanowiła poprosić jego o pomoc.

Pan Stefan mieszkał na parterze, więc zeszła do niego od razu z Rupertem.

Dzwonek przy drzwiach niestety nie działał, więc musiała zapukać do drzwi. Otworzyły się, a w tej samej chwili Rupert dosłownie wcisnął się w Iwonę, miaucząc żałośnie. Przed nimi stał miło uśmiechnięty i schludnie ubrany staruszek.

Wona nie spodziewała się takiej reakcji ze strony swojego kota. W pewnym momencie pomyślała nawet, że jednak zabierze go ze sobą do krewnych. Opisała sąsiadowi całą sytuację i spróbowała przekazać Ruperta panu Stefanowi na ręce. W tej samej chwili kot zasyczał i chciał uderzyć go łapą, ale mężczyzna okazał się szybszy. Kot wylądował na podłodze.

– Nie martw się, kochaniutka, zajmę się nim – powiedział pan Stefan.

Dziewczyna nie miała większego wyboru, więc zaufała jego słowom, pożegnała się ze zwierzakiem i szybko pobiegła na autobus.

Pierwszego dnia Rupert nawet nie pozwolił się pogłaskać nowemu opiekunowi, nie mówiąc już o tym, żeby dał się wziąć na ręce. Cały czas syczał, głośno miauczał, chyba próbował zawołać Iwonę. Krótko mówiąc, panu Stefanowi trudno było znaleźć jakąś płaszczyznę porozumienia z tym małym łobuzem.

W końcu to kot syjamski, rasa bardzo uparta i nieposłuszna. Pan Stefan musiał oswajać go bardzo powoli. Na początku zostawiał go samego w pokoju, żeby mógł w spokoju zjeść. Następnie miskę z jedzeniem stopniowo przenosił do kuchni, żeby kot przekonał się, że może być trochę bliżej dziadka.

Dzień później pan Stefan postanowił trochę rozpieścić Ruperta i na chwilę poszedł do sklepu zoologicznego. Oczywiście kot nie był z tego zadowolony. Dziadka nie lubił, ale sam też nie chciał zostać. Mężczyzna kupił mu różne zabawki, jedzenie i uwaga!

Kocimiętkę!

Podobno miała trochę uspokoić Ruperta i dać mu do zrozumienia, że ​​nie grozi mu żadne niebezpieczeństwo. Oczywiście, zadziałało – kot natychmiast się uspokoił, a pan Stefan zdołał go nawet pogłaskać.

Ale to nie trwało długo. Kiedy tylko zabierał kocimiętkę, Rupert zaczynał zachowywać się jak wcześniej – syczał i drapał. Pewnego razu pan Stefan stracił cierpliwość i krzyknął:

– Rupert, paskudny nikczemnik z ciebie! Musimy spojrzeć prawdzie w oczy, twojej pani nie będzie tu jeszcze przez tydzień!

Inni lokatorzy wiedzieli o tym, że pan Stefan przygarnął kota i byli zaskoczeni cierpliwością staruszka.

Po pewnym czasie panu Stefanowi udało się zdobyć trochę zaufania tego futrzanego stworzenia. Postanowił wyjść z nim na podwórko. Dla Ruperta to nie miała być pierwsza wycieczka, Iwona czasem zabierała go na dwór, ale tym razem kot był jakiś spięty, nawet siedząc na rękach u dziadka.

Kiedy siedzieli sobie na ławce i obserwowali ptaki, niektórzy sąsiedzi podchodzili do nich i zastanawiali się, jak to możliwe, że kot tak spokojnie siedzi mu na kolanach. „Przecież to kot syjamski!” – mówili.

Rupert nie lubił takiego tłumu dorosłych i dzieci, wtulił się więc w dziadka Stefana, jak kiedyś w Iwonę, pokazując wszystkim, że nie chce mieć z nimi żadnego kontaktu.

Jeden z chłopców chciał pogłaskać kota, ale ten zerwał się gwałtownie, najeżył i zaczął syczeć na dziecko. Pan Stefan znowu powtórzył swoje zwykłe zdanie:

– Rupert, ty nikczemniku! No i po co tak się złościsz?

I tak do końca tygodnia ta para spędzała cały czas razem. O dziwo, Rupert bardzo się przyzwyczaił do dziadka Stefana. Sąsiedzi nie mogli wyjść z podziwu, że udało mu się okiełznać dumę i okropny charakter tego kota. Każdego wieczoru Rupert siadał mężczyźnie na kolanach i razem oglądali telewizję.

Kiedy Iwona wróciła do domu, nie poznała swojego kota. Była bardzo zaskoczona, że ​przywitał ją tak radośnie, miaucząc głośno i domagając się, żeby go wziąć na ręce. Dziewczyna była bardzo wdzięczna sąsiadowi i obiecała go często odwiedzać z Rupertem.

Wychodzi na to, że nawet kot syjamski może stać się miłym pieszczochem. Potrzeba tylko czasu i cierpliwości.

Trending