Connect with us

Historie

Nieuprzejma sprzedawczyni

Judyta długo płakała i błagała Krystynę, właścicielkę sklepu, w którym jeszcze kilka minut temu pracowała. Dziewczyna zawsze była bardzo nerwowa, niecierpliwa, a czasem przekraczała wszelkie granice dobrego wychowania. Jednak jej szefowa zwykle przymykała na to oko, bo Judytę poleciła do pracy w sklepie z dekoracjami przyjaciółka Krystyny, z którą znały się i lubiły od studenckich czasów.

Od Judyty odszedł mąż, więc sama wychowała czteroletniego syna. Chłopiec chodził do przedszkola, po południu odbierała go sąsiadka albo wychowawczyni po drodze do domu podrzucała go mamie do pracy. Na szczęście Judyta miała mieszkanie po babci, która zmarła dwa lata temu. Dziewczyna miewała czasami gorsze dni, ale Krystyna zawsze okazywała jej zrozumienie.

Często zdarzało się, zwłaszcza w zimnych porach roku, że synek Judyty był chory i wtedy nie mogła wyjść z domu, bo nie miała z kim zostawić dziecka na cały dzień. Wtedy Krysia odwoływała wszystkie swoje plany i szła do sklepu pracować jako zwykła sprzedawczyni, co było robić.

Judyta zarabiała całkiem dobrze, więc na początku, kiedy tylko przyszła do pracy w sklepie, zachowywała się bardzo uprzejmie i grzecznie. Bała się powiedzieć choćby słówko, odzywała się cicho i spokojnie. Krysia nie mogła się nadziwić, jaką dobrą pracownicę poleciła jej przyjaciółka.

Pierwsze konflikty zaczęły się po około pół roku po tym, jak Judyta zaczęła pracować w sklepie. Jeden z klientów opisał w Internecie, jak to Judyta nie pomogła mu w ogóle w zakupie, po czym jeszcze dodała, że klient w ogóle nie ma gustu; była niegrzeczna i praktycznie wyrzuciła go ze sklepu.

Tego wieczoru Krystyna poważnie, ale bardzo spokojnie i cierpliwie tłumaczyła Judycie, że takie zachowanie jest niedopuszczalne w pracy z ludźmi. Trzeba wykazać się uwagą, wrażliwością, cierpliwością, nawet jeżeli coś jej się nie podoba albo ma jakieś problemy w życiu osobistym.

Judyta kiwnęła głową, przeprosiła ze sto razy i obiecała, że ​​to się nigdy więcej nie powtórzy. Jednak nie miało to wiele wspólnego z prawdą. Podobne incydenty zdarzały się jeszcze później dziesiątki razy, ale Judycie ciągle uchodziło to na sucho. Mało tego, często nawet odwracała kota ogonem i opisywała zdarzenie tak, jakby to była wina klienta.

Tym razem jednak nie poszło tak łatwo. Do sklepu weszła elegancko ubrana kobieta po pięćdziesiątce z mężczyzną. On już od progu zaczął gwałtownie gestykulować. Judyta nawet się nie przywitała, tylko od razu krzyknęła na cały głos:

– Och, ledwo się pozbyłam tej starej krowy z jej wazonikami i kwiatkami, to teraz jeszcze tych idiotów mi brakowało. Za co mnie to spotyka?

Kobieta uniosła oczy i patrząc surowo na Judytę, odpowiedziała:

– Pozwala sobie pani na taką dyskryminację? Tak, mój mąż jest głuchoniemy, ale to nie znaczy, że nie może żyć jak normalny człowiek. A pani nie ma żadnego prawa, żeby kogoś obrażać. Zwłaszcza klientów.

Kobieta wykonała tylko jeden telefon. Dziesięć minut później Krystyna, właścicielka sklepu, z piskiem opon zatrzymała samochód obok sklepu. Biegła z twarzą czerwoną od wściekłości i ledwo powstrzymywała się, żeby nie krzyczeć.

– Judyta, proszę do mnie. – Kiedy sprzedawczyni zorientowała się, że coś jest nie tak, od razu chciała zacząć przepraszać, tak jak zwykle, ale tym razem się nie udało.

– Judyta, jesteś zwolniona. Ci, jak powiedziałaś, idioci – to mój brat i jego żona. Jestem naprawdę zmęczona. Naucz się najpierw traktować ludzi jak ludzi, a nie jak bydło. Żadne łzy, przeprosiny ani smutne miny ci nie pomogą. Żegnam.

Trending