Connect with us

Dzieci

Nie wstydź się biedy ani chorób

– Julka, uspokój się. Wiem, że bardzo chcesz, żeby mama i tata zaprowadzili cię na rozpoczęcie szkoły. Ale rozumiesz przecież, że to niemożliwe. Niestety. Ja też bym tego chciała, ale zdarzają się sytuacje, w których nie możemy nic zmienić – powiedziała spokojnie Zofia do wnuczki.

Mama Julki choruje od kilku lat, jest przykuta do łóżka. W obliczu takich problemów mąż zostawił ją samą z dzieckiem. Nie pomogły ani namowy teściowej, ani wyrzuty rodzonej matki. Zapomniał nawet o przysiędze w kościele, że będą ze sobą w zdrowiu i chorobie. Po prostu wymazał ze swojego życia wszystkie lata małżeństwa, własną córkę i kobietę, z którą kiedyś tyle go łączyło.

Zofia próbowała wszystko to jakoś dźwigać na swoich barkach. Było jej bardzo trudno, ale nie mogła się poddać. Miała już iść na emeryturę, ale poprosiła szefa, żeby jej jeszcze nie zwalniał. Pracowała jako księgowa i jej pensja zawsze trochę ułatwiała życie. Córka miała przyznaną rentę inwalidzką, ale to wystarczyło ledwie na rachunki.

Cała trójka mieszkała w dwupokojowym mieszkaniu. Zofia próbowała obdarzyć wnuczkę całą swoją miłością i ciepłem, zastąpić jej matkę, a Julia dorastała na zaskakująco inteligentną dziewczynkę. Dobrze rozumiała, że ​​mama jest przykuta do łóżka na zawsze, a babcia nie będzie żyła wiecznie. Wieczorami wiele razy pytała Zofię:

– Babciu, bardzo jesteś stara? Kiedy pójdziesz do nieba, a ja zostanę sama z mamą, co się wtedy stanie?

Kobieta w takich momentach nie wiedziała, gdzie podziać oczy. Chociaż Zofia wciąż czuła się dobrze i zdrowo, doskonale zdawała sobie sprawę, że prędzej czy później to się stanie. Modliła się do Boga, żeby przynajmniej pozwolił jej doprowadzić wnuczkę do dorosłości.

Nadszedł długo wyczekiwany dzień pierwszego dzwonka. Chociaż prawdę mówiąc, Julia wcale aż tak bardzo na niego nie czekała, w przeciwieństwie do innych pierwszoklasistów. Wstydziła się, że to szkoły zaprowadzi ją babcia, a wszystkich innych – rodzice.

– Dlaczego nie możesz chociaż poprosić taty, żeby przyszedł? Wszyscy będą się na mnie gapić, bo ty jesteś taka stara, a potem będą pytać, gdzie jest moja mama. Mam im powiedzieć, że nie może się nawet ruszyć? – powiedziała niegrzecznie Julia.

– Wnusiu, to okrutne, co mówisz. To twoja mama, rodziców się nie wybiera. Myślisz, że miło mi jest patrzeć, jak cierpi? A w czym ona zawiniła, że jest chora? Kilka lat temu nikt z nas nie pomyślałby, że twoja mama zmieni się z wesołej, zawsze uśmiechniętej i energicznej kobiety w tak schorowanego człowieka, – odpowiedziała spokojnie Zofia.

Zbliżały się do szkoły. Pierwszy dzwonek zadzwonił szybko, ale dla Julii to nie był radosny dźwięk. Nadszedł czas, żeby wychowawczyni klasy poznała rodziców i uczniów. Kiedy nadeszła kolej Julii, dziewczynka była zawstydzona i zarumieniona. Zaczęła mówić cicho:

– Mam na imię Julka. Dzisiaj przyszłam tu z babcią. A wszystko dlatego, że moja mama jest chora. Nie może chodzić, nie rusza się, a mój tata nas zostawił.

W klasie zapanowała martwa cisza. Widać było, że nauczycielka nie spodziewała się usłyszeć czegoś takiego od małej dziewczynki. Wychowawczyni opanowała się i odpowiedziała ciepło:

– Nie ma znaczenia, kto przyprowadził cię do szkoły. Najważniejsze jest to, że tutaj, w tych murach, zrobimy wszystko, żebyś wyrosła na jeszcze mądrzejszą i dobrą osobę!

Rozpoczęła się prawdziwa szkoła. Zofia z samego rana podawała chorej córce śniadanie, potem szybko szykowała siebie i wnuczkę, odprowadzała ją do szkoły i biegła do pracy. Po lekcjach albo babcia odbierała Julię, albo dziewczynka szła do babci do pracy, a potem razem wracały do domu. Czasami pomagała im sąsiadka. Odprowadzała Julię do domu i pomagała jej odrabiać lekcje.

Mijały tygodnie i miesiące. Julia przynosiła ze szkoły tylko dobre stopnie. Dziewczynka w ogóle okazała się pilną uczennicą. Nigdy nie trzeba jej było zmuszać, żeby usiadła do książek, sama wiedziała, czego ma się nauczyć. Od czasu do czasu Zofia tłumaczyła jej tylko to, czego wnuczka nie rozumiała. Kobieta była szczęśliwa i bardzo dumna z Julii. Przypominała sobie, jak do szkoły chodziła jej córka – z takimi samymi blond kucykami, tak samo odpowiedzialna i mądra.

Pewnego dnia Julka wróciła do domu ze szkoły i odezwała się do babci:

– Myliłam się, kiedy mówiłam tak brzydko o mamie. Po prostu bardzo się bałam, że wszystkie dzieci będą się ze mnie śmiać i że będą mi dokuczać, że przyprowadziła mnie babcia. A wyszło zupełnie odwrotnie. Wszyscy w klasie mnie lubią, a Olek dał mi nawet kartkę, którą sam narysował. Wyobrażasz sobie? Zrobił ją specjalnie dla mnie! Nauczyciele zawsze starają się mi pomóc, mówią, że jestem dobra i bardzo mądra jak na swój wiek. Bo większość dzieci ma tylko żarty w głowie, a ja jestem taka dorosła!

Zofia spojrzała na swoją wnuczkę ze łzami w oczach.

– Kochanie, dzieci są czasami okrutne, to prawda. Ale na pewno znajdą się ludzie, którzy zrozumieją twój żal, twój ból i nigdy nie będą się z ciebie śmiali. Tacy ludzie to właśnie przyjaciele. Być może już ich znalazłaś. Nigdy nie wstydź się swoich problemów. W końcu czy mama specjalnie chciała zachorować? Wiesz przecież, jak marzyła o tym, żeby zaprowadzić cię do pierwszej klasy, zobaczyć, jak siedzisz w ławce, jak się uczysz, jak chciała pomagać ci w lekcjach…

Julia przytuliła babcię, a ona w odpowiedzi mocno przytuliła wnuczkę. Dziękowała Bogu za to, że dał jej siły i zdrowie. Dziewczynka codziennie cieszyła się ze swoich sukcesów w szkole, a później jeszcze poprosiła babcię, żeby zapisała ją do szkoły muzycznej. Chciała nauczyć się grać na pianinie, tak jak jej mama…

Trending