Connect with us

Rodzina

Nie mam już sił ani możliwości, żeby ratować dom

Mieszkamy z mężem i dwuletnią córką w mieszkaniu należącym do mojej mamy. Przez długi czas nikt w nim nie mieszkał i wymagało remontu. Planowaliśmy go zrobić, gdy tylko uzbieramy wystarczającą ilość pieniędzy. Ale u sąsiadów z góry zdarzyła się awaria i nas zalali.

Zniszczone zostały trzy mieszkania, ale nasze najbardziej. Kwestia remontu i jego wysokich kosztów stała się jeszcze bardziej paląca. Rodzina z małym dzieckiem nie powinna mieszkać w mieszkaniu z zagrzybionymi ścianami, a nie mamy gdzie się przeprowadzić.

– Sama mam dużo na głowie, – powiedziała mi moja mama. – Mieszkacie tam, to zróbcie remont. Ja się po pierwsze na tym nie znam, a po drugie, wydałam wszystkie moje oszczędności, żeby dać wam to mieszkanie.

To prawda, że ​​moja mama nigdy nie zajmowała się w domu niczym poza praniem, sprzątaniem i gotowaniem. To mój zmarły ojciec brał na siebie naprawy, remonty i rachunki. Zawsze wiedział, gdzie kupić potrzebne materiały i potrafił się z każdym dogadać. A ponieważ ja byłam „córeczką tatusia”, to sama zaczęłam remontować nasze mieszkanie.

Pozostali sąsiedzi nie chcieli domagać się od sprawców zalania żadnych pieniędzy, bo bali się awantur z ich strony. Kiedy sama spróbowałam zażądać odszkodowania, koszmarna sąsiadka z góry powiedziała, że ​​to mój problem i nie da ani grosza. Złożyłam więc pozew z pomocą prawnika. Mąż mnie w tym nie wspierał, ale zgodził się zastąpić mnie przy córce, podczas gdy ja biegałam po urzędach i sklepach z materiałami budowlanymi.

Pieniądze brałam z własnych oszczędności, bo przed urodzeniem dziecka pracowałam i regularnie odkładałam na planowany remont. Sprawa przed sądem ciągnie się już trzy lata. Prawnik wyraźnie nie spełnia moich oczekiwań, a oszczędności topią się na moich oczach, tak samo jak moje siły. Sąsiadka zachowuje się agresywnie, kiedy mijamy się na klatce, prowokuje do kłótni, a raz nawet prawie zepchnęła mnie ze schodów. Prawnik radzi nie reagować.

Jestem wyczerpana, a to denerwuje mojego męża.

– Potrzebuję normalnej kobiety, takiej, która nie płacze bez końca, – mówi. – I nie widzę sensu, żeby wkładać pieniądze w to mieszkanie. Jeszcze w ten sąd się wpakowałaś.

– Ale wzięłam to na siebie i nie proszę cię o nic więcej poza wsparciem i pomocą przy dziecku, – mówię mu i prawie płaczę.

Ze strony mamy też nie mam wsparcia.

– Nie pomyślałabym, że jesteś taka słaba i że tak szybko się poddajesz, – mówi. – Ojciec inaczej by się zachowywał. Zawsze wszystko doprowadzał do końca. Nawarzyłaś piwa, to je wypij. Nikt do tego sądu cię nie pchał.

Jestem zrozpaczona. Z jednej strony mieszkam w tym mieszkaniu i wiem, że moja mama nie byłaby w stanie zrobić tyle, ile ja. Ale jeżeli sąsiadka znowu nas zaleje, to nie wiem, co zrobię. Nie mam już siły, żeby wszystko brać na siebie. Wyrzuty męża też mnie bardzo bolą.

Nie wiem, co robić. Już nie wiem, jak postąpić, żeby to wszystko nie doprowadziło do rozwodu. Bardzo kocham mojego męża i nie chcę się z nim kłócić. Co powinnam zrobić?

Trending