Connect with us

Życie

Nasze wspólne marzenie tylko mnie udało się spełnić, Hania nie chciała walczyć

Mam teraz sześćdziesiąt pięć lat, od dwóch lat jestem na emeryturze, ale wciąż pamiętam ten trudny dla mnie czas, kiedy już ręce mi opadały z bezsilności, kiedy nikt we mnie nie wierzył. I do dziś pamiętam Hanię…

Znałyśmy się od dziecka. Nasi rodzice pracowali wtedy razem w PGR-ze. Mieszkaliśmy na wsi, to były ciężkie czasy. Wszyscy radzili sobie, jak mogli. Obie z Hanią miałyśmy to samo marzenie – wyprowadzić się z wioski i mieć lepsze życie. Widziałyśmy, jak ciężko pracowali nasi rodzice, a i tak czasem brakowało nawet chleba… Kiedyś moja babcia zachorowała, ale my nie mieliśmy pieniędzy na to, żeby ją wyleczyć… Tata śmiał się ze mnie, kiedy tylko wspominałam o moich marzeniach o stolicy. Mama powiedziała, że ​​nie mają tyle pieniędzy, żeby mnie tam wysłać… I że takie już moje przeznaczenie, żeby mieszkać na wsi i pracować tak samo ciężko, jak rodzice. Podobnego zdania była rodzina Hani.

Ale my byłyśmy zdeterminowane! Odmawiałyśmy sobie wszystkiego, odkładałyśmy pieniądze na bilet do miasta. W dzień pomagałyśmy w domu, a w każdej wolnej chwili siedziałyśmy nad książkami, głównie w nocy. Chciałyśmy iść na medycynę. Dla mnie to było szczególnie ważne – czułam się winna przed babcią, że nie mogłam wtedy nic zrobić… Ale byłam jeszcze za mała.

Kłóciłyśmy się z rodzicami, nie rozumieli nas. Nadszedł wreszcie ten dzień, w którym wsiadłyśmy do pociągu i po raz pierwszy pojechałyśmy do Warszawy! Ależ szeroko otwierałyśmy oczy, jak chłonęłyśmy to wszystko nowe, nieznane, i jeszcze ten niekończący się strumień ludzi. Każdy gdzieś się spieszył, było zupełnie inaczej niż na wsi.

Obie z Hanią dostałyśmy się na medycynę, to było niewiarygodne, wszystko potoczyło się tak, jak sobie wymarzyłyśmy. Ale wtedy zaczęły się schody… Rodzice nie mogli dać nam pieniędzy, więc po zajęciach na uczelni musiałyśmy jeszcze pracować jako sprzątaczki w szpitalach. Było bardzo ciężko, ale wiedziałam, że to nie potrwa długo.

W końcu nerwy Hani zaczęły puszczać. Codziennie narzekała, że ​​nie daje rady, że to ponad jej siły. Hania wypłakiwała się na moim ramieniu, a ja próbowałam ją uspokoić. Mnie też było ciężko, płakałam w nocy… Ale otuchy dodawała mi myśl, że idę w stronę mojego marzenia. Droga będzie ciernista, ale niczego w życiu nie osiąga się łatwo! Po pierwszej sesji u Hani zaczęły się problemy z nauką. Postanowiła wrócić na wieś. Próbowałam ją ze wszystkich sił zatrzymać, ale na próżno… Hania poddała się, nie chciała walczyć.

Od tego czasu minęło wiele lat. Moich rodziców od dawna nie ma już na tym świecie. Hania zmarła dziesięć lat temu. Nie widziałyśmy się od tamtej pory, jak zostawiła mnie w mieście. Mama mówiła mi, że wyszła za mąż za chłopaka ze wsi, który później zaczął pić i ją bić. Nie miała dzieci…

Nasze wspólne marzenie tylko mnie udało się spełnić. Wyprowadziłam się z wioski i ułożyłam swoje życie tak, jak chciałam. Mam wspaniałą rodzinę, a za sobą czterdzieści lat doświadczenia w szpitalu.

Trending