Connect with us

Życie

Myślałam, że mąż jest dla mnie oparciem. Teraz sądzimy się o majątek.

Zawsze myślałam, że mój mąż jest dla mnie oparciem. Dlatego nigdy nie zabezpieczałam się finansowo. A tak naprawdę każda kobieta powinna mieć pewną „poduszkę finansową”. A jeszcze lepiej, jakąś własność. Mam na myśli mieszkanie albo dom. Oczywiście, w naszej rzeczywistości to jest realne tylko, jak masz zamożnych rodziców.

Wtedy przynajmniej nie wylądujesz na ulicy, jak pies, wyrzucony przez podłych właścicieli. A mnie spotkała taka kara. Kiedy poznaliśmy się z Robertem, byliśmy już dorosłymi ludźmi. Ja miałam wtedy 25 lat, a on 29. W pracy przedstawił nas sobie wspólny znajomy. W firmie rzadko się widywaliśmy, bo pracowaliśmy w różnych działach.

Coś mnie jednak w Robercie bardzo pociągało. Pobraliśmy się 2 lata później. Już rok po ślubie urodziłam córkę. Byliśmy, tak mi się przynajmniej wydaje, bardzo szczęśliwi. Ja naprawdę czułam się jak w siódmym niebie.

Zamieszkaliśmy w mieszkaniu Roberta. Było zupełnie nowe, piękne. Poczułam się tam jak prawdziwa gospodyni. Moi rodzice mieszkali w wiosce daleko od nas. A ja ciągle zmieniałam wynajmowane mieszkania, bo nie miałam ani innej opcji, ani pieniędzy.

Mąż nie zapisał na mnie mieszkania, nigdy też o to nie prosiłam. Myślałam sobie: „Dlaczego miałabym to robić? Kochamy się. Mamy dziecko. Będziemy żyć razem, długo i szczęśliwie ”. Tak naprawdę byłam zwyczajnie głupia. Roztrwoniłam swoje pieniądze, chociaż mogłam je sobie odkładać na mieszkanie albo po prostu na przyszłość. Samochód, do którego również dołożyłam się finansowo, był zarejestrowany tylko na mojego męża.

Przecież nie mam nawet prawa jazdy. Na co mi samochód? Ale o ile jeszcze o samochód, czy o inny nabyty w małżeństwie majątek, mogę walczyć w sądzie, to już kwestii mieszkaniowej nikt mi nie pomoże rozwiązać. Robert ma kochankę, oczywiście znacznie młodszą. Moja 3-letnia córka i ja nagle znalazłyśmy się w beznadziejnej sytuacji. Właśnie wyrzucił mnie z domu.

Teraz złożył pozew o rozwód. Nie mam dokąd iść ani za co żyć, bo jeszcze nie wróciłam do pracy z urlopu wychowawczego. Jestem wdzięczna dobrym ludziom. Pomogła nam moja koleżanka i współpracowniczka, przyjęła nas do siebie. Pozwoliła zostać dłużej. Sama jest singielką, nie planuje związku. Interesuje ją tylko kariera. A ja mam przynajmniej tymczasowy dach nad głową i mogę pomóc jej w domu.

Ogólnie rzecz biorąc, jestem teraz w bardzo trudnej sytuacji, do której doprowadził mnie mój mąż. Oczywiście, nie spodziewałam się po nim czegoś takiego. Wydawał się być moją oporą, murem, za którym mogę się schronić.

Okazało się wręcz przeciwnie. To przed nim należało się ukryć. Pierwsza rozprawa sądowa za tydzień. Zażądam przyzwoitych alimentów i połowy wartości samochodu. Mam nadzieję, że sąd podejmie sprawiedliwą decyzję.

Laura, 32 lat

Trending