Connect with us

Życie

Moja koleżanka od kilku lat pracuje za granicą, więc kupiła swoim dzieciom mieszkanie. Po raz kolejny wróciła do ojczyzny i zaprosiła mnie do siebie. Teresa opowiedziała mi, jak tam pracuje i jak w weekendy podróżuje po Europie. Ten temat mnie szczególnie interesował, więc zaczęłam się o to dopytywać bardziej szczegółowo. Mój mąż niewiele zarabiał, a ja byłam na urlopie wychowawczym z dwójką dzieci. Tego wieczoru zwołałam naradę rodzinną. Decyzja moich bliskich była nieoczekiwana, ale musiałam się z nią zgodzić. Nie było innego wyjścia.

Mieszkamy z mężem, dwójką dzieci i teściową w tym samym domu. Nie dorobiliśmy się jeszcze własnego mieszkania i musimy mieszkać z matką mojego męża. Problem w tym, że ona traktuje syna jak małego chłopca. Jest dorosły, a ona oczekuje, że będzie jej się ze wszystkiego spowiadał. Pracuje za niewielkie pieniądze, ale na starość będzie miał pewną emeryturę, tak powiedziała matka. Mąż słucha jej, a nie mnie, bo to teściowa jest gospodynią w tym domu. I tak ze wszystkim. Dzieci też wychowujemy tak, jak mówi matka.

Od samego początku nie podobałam się mojej teściowej jako przyszła synowa. Ale zaszłam w ciążę i tym odebrałam jej wszelkie argumenty. Musiała mnie przyjąć do rodziny. Szczerze mówiąc, mieszkanie z teściową nie jest dla mnie komfortowe. Ale nie miałam wyjścia, na ile mogłam, na tyle starałam się  dostosować i zadowolić matkę mojego męża.

Moim marzeniem jest własny kąt, gdzie tylko ja będę gospodynią. Zaczęłam więc szukać różnych opcji, sposobów na to, żeby zdobyć pieniądze na zakup mieszkania. Z czasem zdałam sobie sprawę, że wyjazd do pracy za granicę to najlepsza szansa dla naszej rodziny. Kilka lat pracy i będziemy mogli kupić sobie domek.

Z Teresą przyjaźnimy się od dawna. Koleżanka pracuje za granicą i powiedziała mi, że praca w fabryce jest ciężka, ale warto. A jeśli wyjechałoby małżeństwo, to dostaną osobny pokój w hostelu i nie musieliby mieszkać z kimś obcym.

Kiedy wracałam do domu, myślałam o tym, że my z mężem moglibyśmy wyjechać do pracy, a teściowa zostałaby z dziećmi. Ale na rodzinnej naradzie postanowiono inaczej. Matka męża powiedziała, że ​​nigdzie syna nie puści, ja mogę sobie jeździć z  koleżankami, gdzie mi się podoba, ona dzieci nie zostawi. Nie było wyboru, zebrałam wszystkie potrzebne dokumenty i wyjechałam. Na początku byłam obrażona na męża, że pozwolił jechać mi samej. Ale potem pomyślałam, że dzieciom z ojcem będzie lepiej niż z samą babcią.

Miałam swój cel, więc pracowałam na dwie zmiany, żeby przez pół roku odłożyć chociaż trochę. Każdego wieczoru rozmawiałam z dziećmi na wideo. Zgodnie z umową po sześciu miesiącach miałam wrócić do Polski. Następnie, jeżeli będę chciała, mogę wrócić, znowu na pół roku.

Każdy powrót do domu był dla mnie wielką radością. Przyjeżdżałam zmęczona, szczuplejsza i szczęśliwa, że ​​nareszcie jestem w domu. Dzieciaki dorastały, tak bardzo się zmieniały. Cała reszta była jak zwykle: niezadowolona teściowa i kompletnie bezwolny mąż. Widziałam to coraz wyraźniej. Kiedy mieszka się razem, człowiek się do takich rzeczy przyzwyczaja. Ale nie miałam już sił, żeby się  na to godzić. Po raz kolejny wyjechałam za granicę. Po urlopie pracowałam z nową energią. Zarobione pieniądze wysłałam rodzinie.

Kiedy wróciłam następnym razem, od razu poczułam, że coś jest nie tak. Kiedy chciałam przeliczyć odłożone pieniądze, okazało się, że ich nie ma. Mój mąż wyznał później, że ktoś go oszukał i wyciągnął od niego wszystko, co zarobiłam moją ciężką pracą. Koledzy męża wiedzieli, że pracuję za granicą. Ktoś mu zaproponował, żeby zainwestować w bitcoina. Mój mąż od razu pobiegł po pieniądze. Nawet teściowa go zachęcała, mówiła, że kryptowaluty to przyszłość. No i oszukali go – wpłacił pieniądze, ale bitcoina nie ma. Oczywiście nie ma żadnego potwierdzenia tej wpłaty. Wszystkie moje wysiłki poszły na marne.

Maria, 30 lat

Trending