Connect with us

Historie

Krzyś – wybawiciel

Anię znam od dzieciństwa. Mieszkałem na wsi pod Krakowem, a jej babcia mieszkała dwa domy ode mnie. Ania to dziewczyna ze stolicy. Piękna, z jasnymi falującymi włosami i dużymi niebieskimi oczami. Przyjeżdżała do naszej wioski każdego lata, odkąd tylko poszła do szkoły. Byłem w czwartej klasie, kiedy ją pierwszy raz zobaczyłem. Gdy tylko dowiedziałem się, do kogo przyjechała, natychmiast mnie coś tam zaniosło.

„Pani Stasiu, tata pyta, czy nie trzeba pani niczego naprawić.” – Znalazłem pretekst, żeby się jej przedstawić, niby przypadkowo. A mój ojciec jest na wsi taką “złotą rączką” – od lat naprawia sprzęty wszystkich sąsiadów.

„Nie, Piotrusiu. Podziękuj tacie. Może wejdziesz, właśnie pijemy herbatę z konfiturą truskawkową. Przyjechała do mnie moja wnuczka, Ania ”.

I tak zostaliśmy przyjaciółmi. Spędzaliśmy razem każdy letni dzień: chodziliśmy nad rzekę, zrywaliśmy wiśnie w ogrodzie babci, szukaliśmy gwiazdozbiorów na nocnym niebie. Najbardziej na świecie cieszyliśmy się na nasze spotkania. Aż pewnego razu nie przyjechała na lato. I później znowu. I znowu.

– Mamo, gdzie jest Ania?- zapytałem pierwszego lata, kiedy nie przyjechała na wieś.

– Babcia Stasia jest ciężko chora, ostatnio trafiła do szpitala w Krakowie. Nie ma do kogo teraz przyjechać.

W milczeniu spuściłem głowę.

– Ale ty, synu, nie myśl o Ani. Niedługo kończysz szkołę, lepiej skup się na nauce do egzaminów.

Skończyłem szkołę, a później wyjechałem za granicę, żeby zarabiać pieniądze. Kiedy wróciłem kilka lat później, zobaczyłem, że podwórko babci Stasi ożyło. Czy ktoś tam znowu mieszka?

Zanim wróciłem do domu, zapukałem tam do drzwi. A minutę później otworzyła je właśnie Ania. Moja Ania.

Wymieniliśmy kilka zdań, kiedy usłyszałem płacz dziecka gdzieś za nią.

– Przepraszam, Piotrek, mój Krzyś się obudził, a jeszcze przyjechała teściowa. Muszę lecieć. Przyjdź kiedy indziej, dobrze?

Już tam nie poszedłem. Przeniosłem się do Krakowa. Jak to się mówi, czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. „Trzeba było jeszcze wtedy jechać do Warszawy i jej szukać. Nawet gdyby to trwało rok, nawet dwa lata. Wtedy nie straciłbym szansy na szczęśliwe życie” – wyrzucałem sobie w myślach.

Nie spotkałem nikogo choć trochę podobnego do niej. Dlatego się nie ożeniłem. Jak zawsze od kilku lat, spacerowałem wieczorem brzegiem Wisły, kiedy nagle moje serce zamarło. Zobaczyłem ją. Prowadziła różowy wózek, a obok szedł ośmioletni chłopiec.

Jak się okazało, mieszkała na sąsiedniej ulicy. Kiedy poprawiała córeczce czapkę, zobaczyłem na jej ramieniu kilka siniaków.

– Co się stało? – pytam.

– To nic takiego. Uderzyłam się w drzwi. Źle podniosłam rękę, – Ania ukrywa wzrok.

– To nieprawda! To ojciec ją zbił! – Krzyś głośno wtrąca się do rozmowy.

– Krzysiu! Cicho. Nic takiego nie było! – tłumaczy się.

Ale ja już wszystko zrozumiałem.

– Dlaczego go nie zostawisz? – zapytałem i podszedłem bliżej.

– Nie mamy gdzie mieszkać, Piotrek. Jak będę miała pieniądze na własne mieszkanie, to odejdę. Teraz jestem na macierzyńskim – Ania powstrzymuje łzy.

– Jeszcze dzisiaj przeprowadzisz się do mnie. Oddam ci dwa osobne pokoje. Nie będę ci przeszkadzać. Często jestem w pracy.

Ania próbowała protestować, ale nie mogę pozwolić nikomu krzywdzić kobiety, którą kochałem przez całe życie. Tymczasem Krzyś podskakiwał z radości. On również z całych sił starał się chronić najważniejszą kobietę w swoim życiu, ale ze względu na swój młody wiek, niewiele mógł jeszcze zrobić. On i ja stanowiliśmy zgrany duet.

Kilka miesięcy później przeprowadziliśmy się do innej dzielnicy, żeby Ania rzadziej widywała swojego byłego męża, którego tak się bała. Żyliśmy razem spokojnie: ona dbała o domowy komfort, a ja o pieniądze. Po roku postanowiliśmy wziąć ślub. A dziewczyna z dziecięcych marzeń stała się moją żoną i mamą moich najdroższych dzieci.

Ale gdyby nie Krzyś…

Trending