Ciekawostki
Krążyły plotki, że jej słowa są prorocze

W naszym bloku mieszkała dziwna staruszka, miała na imię Helena. Mieszkała na pierwszym piętrze, a jej okna wychodziły na podwórko. Nikt nie wie, co się stało, ale jeździła na wózku inwalidzkim, podobno od urodzenia. Dwa razy w tygodniu przychodziła do niej pielęgniarka, przynosiła jej jedzenie i pomagała we wszystkim, co trzeba. Pani Heleny właściwie nigdy nie widzieliśmy na ulicy, zawsze siedziała na balkonie albo przy oknie. Prawie nikt z nią nie rozmawiał, kiedy tam mieszkaliśmy, nigdy nie widzieliśmy jej dzieci ani wnuków. Wydawała się taka samotna.
Chociaż czasami potrafiła coś komuś powiedzieć, za co nikt z sąsiadów jej nie lubił. Krążyły plotki, że jej słowa są prorocze, że albo ma taki dar, albo coś czaruje. Niektórzy nawet omijali nasz blok, kiedy widzieli ją w oknie. Kiedy coś mówiła, zawsze robiło się trochę przerażająco. Na przykład, kiedy przez podwórko przechodził nasz sąsiad Artur, elektryk, często mu powtarzała: „Artur, nie pij w pracy. Z prądem nie ma żartów”. Zwykle tylko kręcił głową w odpowiedzi. „Wszystko w porządku, pani Heleno, jestem mistrzem w swoim fachu”.
Ale nie wszyscy tak reagowali na niezbyt częste komentarze staruszki albo odpowiadali jej zbyt ostro. W naszym domu mieszkał 25-letni chłopak, Marcin, który uwielbiał jeździć na motocyklu. Kiedyś powiedziała mu: „Ty, Marcin, lepiej nie jedź więcej niż 100 km/h. To za szybko…”, a chłopak na to: „Co ty tam, wiesz, babciu. Tak sobie możesz jeździć, jak chcesz, swoim wózkiem”.
Te słowa wywołały u wszystkich gęsią skórkę. Pani Helena mogła mu coś takiego powiedzieć, ale on nie powinien jej obrażać.
Pani Helena rzadko się do mnie odzywała, ale raz powiedziała: „Aniu, powinnaś ostrożniej przechodzić przez ulicę. Widzę z okna, że przebiegasz na czerwonym. Uważaj, żeby w ciebie twój przyszły mąż nie wjechał”. Wtedy zaśmiałam się i poszłam w swoją stronę.
Jakoś coraz rzadziej było widać panią Helenę na balkonie. Niby była zima, ale w oknie też nie siedziała. Już myśleliśmy, że się rozchorowała albo umarła, była już wystarczająco stara. Ale na wiosnę zaczęliśmy znowu częściej widywać ją w oknie. To jej przeszywające spojrzenie czuło się nawet przez szybę.
Minęło 8 lat.
Może zabrzmi to dziwnie, ale kiedy przebiegałam przez jezdnię, z jakiegoś powodu znowu na czerwonym świetle, omal nie potrącił mnie samochód, a mężczyzna, który go prowadził, został moim mężem. I urodziła nam się cudowna córeczka Marysia. Pani Helena lubiła naszą Marysię, nawet zapraszała ją do siebie i opowiadała jej różne historyjki. Mogliśmy spokojnie zostawić u niej córkę, kiedy musieliśmy zostać dłużej w pracy albo iść na jakieś spotkanie.
Kiedyś córka powiedziała, że trzeba słuchać babci Heleny. Roześmialiśmy się „Tak, tak, koniecznie”.
Mój mąż dostał lepszą pracę i przeprowadziliśmy się do innego miasta. Po 5 latach postanowiliśmy odwiedzić panią Helenę i zobaczyć, czy jeszcze żyje. Staruszka, o dziwo, wcale się nie zmieniła, byłam zdziwiona, to było wręcz nie do wiary. Usłyszeliśmy od niej najnowsze wieści. Artura w pracy poraził prąd, był pijany i gołymi rękami dotykał jakichś przewodów, to było dwa lata temu. Nie mogłam uwierzyć własnym uszom, kiedy usłyszałam, że Marcin miał wypadek i zmarł sześć miesięcy temu. Przeprowadzono śledztwo, które wykazało, że jechał z prędkością 112 km/h.
To, co powiedziała staruszka, sprawdziło się również u mnie. Rzeczywiście, mój przyszły mąż prawie potrącił mnie samochodem. Ciarki przebiegły mi po skórze. Postanowiłam zapytać staruszkę: „Kim pani jest, babciu Heleno?”. A ona poprawiła chustkę na siwej głowie i podjechała wózkiem do okna: „Jeszcze nie zrozumiałaś, Aniu? A twoja córka natychmiast wszystko zrozumiała. Jestem śmiercią. No tak. Żyłam po to, żeby was ostrzec, ale czy ktoś mnie posłuchał?”

-
Historie1 rok ago
Chłopak w autobusie dał lekcję matce z synem
-
Rodzina1 rok ago
Mam 64 lata, rok temu wróciłam z pracy we Włoszech i stwierdziłam, że mam dość. Byłam tam przez 12 lat, w tym czasie kupiłam mieszkania i córce, i synowi, a w swoim domu na wsi przeprowadziłam porządny remont. Wydawałoby się, że niczego mi już nie trzeba – tylko cieszyć się życiem, ale jest coś, co nie pozwala mi na pełną radość.
-
Rodzina1 rok ago
Córce kupili mieszkanie, a syn dostał działkę
-
Życie1 rok ago
Teściowa wyrzuciła nas z domu, a 15 lat później przyszła do wnuczki