Connect with us

Historie

Kot Mruczek został członkiem mojej rodziny.

Chcę opowiedzieć wam historię, która przydarzyła mi się dawno temu. Byłam wtedy małą, dziesięcioletnią dziewczynką. Mieszkałam z dziadkami, bo moi rodzice zginęli w katastrofie lotniczej. Babcia, po tej tragedii, przez długi czas nie mogła dojść do siebie. Dziadek ją pocieszał i mówił:

– Lutynko, nie płacz, musisz być silna, bo jest z nami Kasia. Teraz mamy dla kogo żyć i musimy byś zdrowi i silni. Babcia powoli zaczęła wychodzić z tego stanu, pogodziła się z tym, że rodziców już nie odzyskam i zaczęliśmy nowe życie. Tak naprawdę w pełni zastąpili mi rodziców. Kochali mnie, życzyli mi tylko dobrze i nigdy mnie nie skrzywdzili. Babcia nawet poszła do pracy w naszym lokalnym sklepie jako sprzedawczyni tylko po to, aby mi niczego nie zabrakło.

Dziadek robił różne przedmioty z drewna i sprzedawał je. Zajmowali się także gospodarstwem domowym, uprawiali różne warzywa i owoce, hodowali krowy, kury i kaczki. Dbali o swój inwentarz i handlowali produktami. Raz w tygodniu jeździliśmy na nasz lokalny rynek i sprzedawaliśmy jajka, ser, domowe mleko, ogórki, pomidory i wszystko, czego mieliśmy nadmiar. Pamiętam, że lubiłam z nimi jeździć na targ. Za każdym razem uczyłam się czegoś interesującego. Moja babcia nawet pozwalała mi czasem na targowanie się. Tak właśnie żyliśmy. P

ewnego dnia dziadek powiedział babci, że rano jedzie na ryby. Miał prawdziwy talent, ryby sama dopływały do jego wędki. Babcia nie chciała go puścić, bo nie mogła sobie poradzić z tak dużą ilością zajęć domowych. Była zła, ale pozwoliła dziadkowi na wypad nad staw. Poprosiłam, żeby zabrał mnie za sobą. Dziadek mówił, że trzeba rano wstać i lepiej będzie, jak się wyśpię, ale postawiłam na swoim i namówiłam go.

Gdy następnego dnia obudziliśmy się, na zewnątrz było jeszcze ciemno. Dziadek przygotował cały swój sprzęt i ruszyliśmy. Gdy dotarliśmy na miejsce, zaczęło się rozjaśniać. Było bardzo pięknie, wschodziło słońce. Usiedliśmy, dziadek już zarzucił wędkę i czekaliśmy, aż coś się złapie. Później, gdy chciałam iść do toalety i oddaliłam się, usłyszałam miauczenie podobne do płaczu, nad samą taflą jeziora.

Zbliżyłam się do tego miejsca i zobaczyłam, owinięte w torbę, unoszące się na wodzie małe kocięta. Nie wyobrażacie sobie, jak zrobiło mi ich żal, ktoś postanowił po prostu utopić kocięta. Wyciągnęłam je z wody, rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam w oddali jakąś kobietę. Pomyślałam sobie, że prawdopodobnie chciała się pozbyć kociąt, ponieważ było bardzo wcześnie i nie było nikogo oprócz nas nad jeziorem. Wyciągnęłam z tego worka trzy małe, głodne kotki, które zaniosłam do dziadka. Kiedy przyniosłam znalezisko dziadkowi, był bardzo zaskoczony, a jednocześnie pochwalił mnie za uratowanie życia zwierzętom. Nie traciliśmy czasu, wsiedliśmy do starego samochodu dziadka i pojechaliśmy do domu, ponieważ koty były bardzo głodne.

Po drodze zastanawialiśmy się, jak babcia zareaguje na nasz łup. Była przeciwna tak dużej ilości kociąt i postanowiliśmy, że dwa oddamy ludziom, a jednego zatrzymamy dla siebie. Tak też zrobiliśmy. Nazwaliśmy kota Mruczkiem. Mieszkał z nami przez bardzo długi czas i praktycznie stał się członkiem rodziny. Wszyscy bardzo go kochali, pieścili i bawili się z nim.

Minęło trochę czasu, dorastałam, a Mruczek dorastał ze mną.

Rozpoczęłam studia w mieście. Gdy byłam poza domem, bardzo tęskniłam za swoim ulubieńcem. Po ukończeniu studiów wyszłam za mąż, zamieszkałam z mężem w mieście, wynajmowaliśmy mieszkanie, i kota oczywiście zabrałam ze sobą od dziadków. Gdy Mruczek zmarł ze starości, płakałam za nim bardzo. Po jakimś czasie zaszłam w ciążę i urodziłam syna. Wiecie, jaki prezent podarował mi mój mąż, gdy wróciłam ze szpitala? Był to mały kotek, taki sam jak Mruczek. Rozpłakałam się z radości, widząc ten sam puszysty kłębek i niebieskie oczy. Bardzo się cieszyłam, że miałam teraz dużą rodzinę i wielkie szczęście, gdy inni mnie rozumieją i robią wszystko, aby mnie uszczęśliwić.

Trending