Connect with us

Historie

Kobieta leżała pobita, a obok płakały dzieci

Nie miałem nikogo, byłem sam, chociaż miałem już ponad 40 lat. Mieszkałem w wiosce z dala od cywilizacji, miałem tylko kilku dobrych znajomych. W naszej miejscowości było trochę zamożnych osób, ale byli też nieco biedniejsi.

Nie jestem aktywną osobą, nie przepadam za sportem. Nie lubię też za bardzo zwierząt, ale kiedyś do mojego domu przybłąkał kot, najwyraźniej zmęczony życiem, więc nie wyrzuciłem biedaka. Nazwałem go Dyzio i tak zyskałem nowego, puszystego przyjaciela. Ten kot bywał jednak straszliwie irytujący. Nigdy nie był cicho, wciąż wyśpiewywał swoje serenady.

Wszystkim poprawiał humor, dawał tak znać, że wszystko jest w porządku. Jakoś mi to nie przeszkadzało.

Pewnego dnia poszliśmy razem do sklepu na naszym osiedlu.

Było cicho, spokojnie, ale miałem jakieś dziwne przeczucie. Dyzio gdzieś szybko skoczył, a ja oczywiście za nim.

Biegał szybko, ja też musiałem, chociaż bieganie to nie moja bajka. Nagle zobaczyłem z daleka dwa dziwne tobołki, więc przyjrzałem się im bliżej.

Tobołki sapały i się ruszały. Najpierw się przestraszyłem, ale potem zdałem sobie sprawę, że to dzieci. Obok nich spała kobieta, cała posiniaczona, a przy niej leżała rozbita butelka.

Pewnie nic nie słyszy, a może źle się czuje – o nie, nie żyje! Tak, pomyślałem, trzeba wezwać pomoc, dlaczego ona tu leży? Och, najpierw muszę sprawdzić puls. Odważyłem się podejść i słyszę chrapanie. Otworzyła oczy, westchnęła, wzięła dziecko, zaczęła coś mówić.

Próbowałem usłyszeć, co tam mamrocze. To była kobieta po trzydziestce, która nie miała krewnych, przyjaciół ani mieszkania. Chodziła po znajomych, ale nie ma ich wielu. O mężu nie mówiła za dużo, powiedziała tylko, że poznali się przypadkiem.

Miał pracę, ale jaką – nie powiedziała. Pieniądze przynosił dobre. Kiedy zaszła w ciążę, był przy niej, wspierał. Obsypywał prezentami. Dawał biżuterię i kwiaty, mówił komplementy, a potem po prostu zniknął. Nie wiedziała co robić, nie znała nawet jego nazwiska. Po prostu zniknął, jak w jakimś śnie. Zabrał wszystkie pieniądze i biżuterię i przepadł bez śladu.

Musiała wziąć pożyczkę, podpisała pod zastaw samochodu – to było wszystko, co wtedy miała. Jednak pieniędzy nie wystarczyło na długo, a samochód szybko jej odebrano. Przez jakiś czas pomagali jej przyjaciele. Pomogli znaleźć zajęcie. Pracowała jako dozorczyni.

Została bez mieszkania i pieniędzy. Pewnego dnia źle się poczuła, zabrała ją karetka.

To były skurcze, urodziła. Ku własnemu zaskoczeniu – bliźnięta. Z funduszy zostały jej tylko pieniądze od państwa, za które kupiła jedzenie i trochę ubranek dla dzieci. To były ciężkie dni, nie wiedziała co powinna kupić, co jest najważniejsze. Czasami pomagali jej wolontariusze.

Nie miała krewnych. Wszyscy są w więzieniu albo za granicą. Rodziców nie znała, dorastała w domu dziecka, nie było łatwo. Nawet żeby podzielić się swoim nieszczęściem, wypłakać się na czyimś ramieniu albo prosić o pomoc, nie miała nikogo takiego.

Do tego dzieci ciągle marudziły, kręciło jej się w głowie, nie spała, nie mogła zmrużyć oka. Ktoś jej doradził, żeby napiła się czerwonego wina, i na lepszy sen, i żeby się odstresować. Kupiła je, poszła na podwórko, a tam dopadli ją bezdomni, pobili, rozbili butelkę i tyle. Straciła przytomność i wtedy ją znalazłem.

Horror, biedne dzieci, mogli je porwać, albo jeszcze coś gorszego!! Nie mieściło mi się to w głowie.

Pomogłem jej dotrzeć do znajomych, ale kiedy zobaczyłem tę norę, byłem przerażony!!

Mieszkanie jakieś 10 metrów, brudne, wszędzie niedopałki, wszystko stare, lodówka pusta, jednym słowem – koszmar!

Byłem zszokowany. Nie mogłem ich tam zostawić, więc zaprowadziłem do domu mojego przyjaciela, który akurat wyjechał. Kobieta padła na kolana, zaczęła płakać i mi dziękować.

Nie prosiłem o pieniądze, bo wiedziałem, że ich nie ma.

Zacząłem traktować ją jak przyjaciółkę, pomagałem i się nią opiekowałem, było mi jej żal.

Teraz zacząłem ją jeszcze częściej odwiedzać. Przyjaciel nie miał nic przeciwko temu, żeby ich u siebie zameldować. Poza tym Milena poprosiła mnie, żebym został chrzestnym Ali i Kasi! Dyzio też bardzo polubił dziewczynki, najchętniej by od nich nie wychodził.

Milena wszystkiego pomału się uczyła, a ja jej pomagałem. Kiedy gotowała, usypiałem dzieci.

Ludzie w miasteczku jak zwykle zaczęli gadać. Uważali, że głupio robię.

Tylko, że każdy potrafi gadać, ale żeby zrobić coś dobrego – to już nie!

Trending