Connect with us

Rodzina

Kiedy mój mąż i ja dostaliśmy zaproszenie na urodziny ojca, bardzo się ucieszyłam, bo to była okazja, żeby trochę odpocząć i pobyć z synem na świeżym powietrzu. Jednak, jak się okazało, rodzice mieli wobec nas inne plany.

Moi rodzice i ja przez całe życie mieszkaliśmy w naszym domu na obrzeżach miasta. Mieliśmy własne duże gospodarstwo. Od dzieciństwa wiedziałam, jak to jest pracować w ogrodzie, karmić kury, kaczki, świnie i dbać o kwiaty. Pomagałam rodzicom.

Jako dziecko przyrzekłam sobie, że w przyszłości nigdy nie zamieszkam w domku jednorodzinnym. Bo przy nim ciągle trzeba coś robić, a praca nigdy się nie kończy. Kiedy więc się pobraliśmy, przeprowadziliśmy się do mieszkania w samym centrum miasta.

Mój mąż pracował w branży IT jako programista, potrzebował jedynie laptopa, więc mógł pracować zdalnie. Ja przed urodzeniem dziecka pracowałam jako wizażystka. Mimo, że skończyłam księgowość. Ale po ukończeniu studiów zdałam sobie sprawę, że to nie jest moja bajka. Zrobiłam więc kursy makijażu. Zaczęłam pracować w salonie. Kiedy byłam na urlopie wychowawczym, mąż całkowicie mnie utrzymywał. Dosyć dobrze zarabiał i na wszystko wystarczało pieniędzy.

Kiedy urodziłam syna, moi rodzice często nas odwiedzali. Bardzo kochali swojego wnuka i zawsze prosili nas, żebyśmy przyjechali do nich na kilka dni. Ale jakoś nie wychodziło.

Rodzice po raz kolejny nas zaprosili, tym razem na urodziny mojego ojca. Miała się zebrać cała rodzina, bo to była okrągła, 60. rocznica. Po prostu musieliśmy przyjechać.

Ponieważ mieszkamy w bloku, nie mam takiej możliwości, żeby być z synem przez cały czas na świeżym powietrzu. Pomyślałam, że dobrze by było zostać u rodziców przez kilka dni.

Marcin nie był zbyt entuzjastycznie nastawiony do tego pomysłu. Mówił, że ma dużo pracy do zrobienia. Jakoś go przekonałam, że tam też będzie mógł pracować, a ja z synem spędzę dużo czasu na świeżym powietrzu. Marcinowi nikt nie będzie przeszkadzał. Więc pojechaliśmy do rodziców w piątek.

Już w progu mój mąż zorientował się, że to jednak był zły pomysł, bo od razu został poproszony o pomoc w ogrodzie.

Próbowałam wyjaśnić rodzicom, że Marcin ma dużo pracy, ale udawali, że nie słyszą i musiał jednak pomóc im kopać ziemniaki. Miałam nadzieję, że po tym rodzice przystopują i dadzą mu spokój, ale mieli jeszcze dużo pracy do zrobienia. Marcin nawet pokłócił się z rodzicami, ale później zacisnął zęby i pomagał im dalej.

Mnie w tym czasie wykorzystywano w kuchni – musiałam przygotowywać jedzenie i szykować wszystko na urodziny ojca. Kiedy my pracowaliśmy w pocie czoła, moi rodzice po prostu bawili się z wnukiem.

Próbowałam wytłumaczyć mamie, że nie przyjechaliśmy do nich jako siła robocza, tylko po to, żeby odpocząć i pooddychać świeżym powietrzem. Na co odpowiedziała, że ​​jesteśmy niewdzięczni i nie chcemy pomóc własnym rodzicom. A oni są tacy biedni, nieszczęśliwi i w ogóle nie mają siły.

Byłam zszokowana tą odpowiedzią. Gdy w końcu nadszedł wieczór, mój kompletnie wyczerpany mąż mógł wreszcie wziąć się do swojej pracy, więc przez całą noc siedział przy laptopie. Miałam nadzieję, że przynajmniej w sobotę trochę dłużej sobie pośpi, a potem zajmie się swoimi sprawami. Ale było zupełnie inaczej.

Jak już powiedziałam – przy domu zawsze znajdzie się dla każdego jakaś praca. Dlatego w sobotę mój mąż i ja nadal musieliśmy pracować na gospodarstwie i już nie byliśmy tacy szczęśliwi, że tu jesteśmy. Ale nic nie mogliśmy na to poradzić. Po ciężkim dniu po prostu zasnęliśmy.

W niedzielę mieli zjechać się goście, więc mama obudziła mnie z samego rana. Powiedziała, że ​​potrzebuje pomocy w kuchni. Nawet nie protestowałam. Ledwo zdążyliśmy przed przybyciem krewnych – lataliśmy po domu jak z pieprzem.

Kiedy wszyscy zebrali się i mogliśmy usiąść do stołu, okazało się, że teraz też ja mam wszystkich obsługiwać. Marcin nie mógł nawet przyjść na uroczystość. Katastrofalnie brakowało mu czasu na wykonanie swojej pracy. Pocieszałam się myślą, że za chwilę wrócimy do domu. Urodziny trwały bardzo długo i wszyscy wyszli późnym wieczorem. Mama poprosiła mnie, żebym posprzątała, ale wtedy skończyła mi się cierpliwość.

Powiedziałem, że pakujemy się i wracamy do domu.

A jeśli rodzicom tak trudno jest poradzić sobie z gospodarstwem i ogrodem, to niech to zostawią. Finansowo im pomożemy. Mamie nie spodobała się moja odpowiedź i widziałam po jej minie, że się obraziła. Ale nie zwracałam już na to uwagi – szybko się spakowałam i wyjechaliśmy

Później mama nieraz dzwoniła i nas zapraszała, ale teraz odmawiamy i mówimy, że lepiej, żeby to oni do nas przyjechali.

Trending