Connect with us

Historie

Jak ma się w domu zwierzęta, to trzeba wiedzieć, jak się zachować

Dawno nie wychodziłam z dziećmi na dwór. Faktem jest, że trochę się rozchorowałam – miałam operację dróg oddechowych. W tym czasie nasi sąsiedzi zabierali dzieci na spacer, ale bardzo blisko – tylko na plac zabaw pod domem. Dlatego na podwórku zawsze było głośno.

Często zadawałam sobie pytanie – dlaczego by nie wybrać się na spacer trochę dalej. Kawałek za naszym blokiem było osiedle domków i mały lasek. W czwartek miałam operację nosa i laryngolog stwierdziła, że ​​siedzenie w domu byłoby dla mnie bardziej szkodliwe niż spacer. Mój nos powinien mieć kontakt z różnymi zapachami.

Dlatego zdecydowałam się zabrać dzieci na spacer. Zwłaszcza, że ​​było to zalecenie lekarza.

Dzieci i ja stanęliśmy przed dylematem – dokąd się wybrać? Cały plac zabaw był wypełniony dziećmi i rodzicami. Po operacji potrzebowałam ciszy. Poszliśmy więc w stronę domków jednorodzinnych. Było tam sporo psów. A wiadomo, że psy to ulubione zwierzęta dzieci. Chodziliśmy uliczkami, zrywaliśmy kwiaty i oglądaliśmy psy. Przy jednym z domów była tabliczka – „Uwaga! Zły pies”.

Oczywiście wiedzieliśmy, że właściciele często blefują z tymi napisami, by odstraszyć złodziei. Ale nagle obok ogrodzenia rzeczywiście pojawił się ogromny czarny pies. Zaczął tak głośno szczekać, że aż dzieci się przestraszyły. Z domu wybiegła starsza kobieta i jak na mnie nie krzyknie, że jestem szaloną matką, bo pozwalam dzieciom drażnić jej psa. Jak się później okazało, na tego agresywnego psa narzekali też inni sąsiedzi. Czyli co? Nie mogę już iść ulicą, bo jej pies tak reaguje na ludzi?

Odpowiedziałam, że to jest droga publiczna, a nie jest prywatna posesja. To doprowadziło kobietę do prawdziwej wściekłości. Zaczęła grozić, że wezwie policję, chociaż z jakiego powodu, tego nie wiadomo, bo chyba nie dlatego, że przechodziłam obok. Potem kobieta wzięła kamień ze swojego ogródka i rzuciła nim w naszą stronę, krzycząc, że jestem nienormalną matką. Zaproponowałam, że chętnie poczekam na policję, zwłaszcza że ten spektakl oglądało wielu przechodniów. Ktoś z nich powiedział, że chorych ludzi nie warto prowokować. Poszliśmy sobie, ale nieprzyjemne wspomnienie pozostało. Przecież ja nawet nic nie zrobiłam, a ona rzuciła we mnie kamieniem. A gdyby trafiła dziecko w głowę?

Teraz rozumiem tych rodziców, którzy chodzą z dziećmi tylko na plac zabaw obok bloku. Nie chcą zostać ukamienowani. Oczywiście widziałam w Internecie różne filmiki o szalonych właścicielach psów. Jednak na żywo spotkałam się z tym po raz pierwszy.

Trending