Connect with us

Życie

Dar od losu

Pewnego ranka, kiedy wracałam z nocnej zmiany, bardzo chciało mi się spać, więc myślałam już tylko o ciepłym łóżku i filiżance gorącej herbaty. Ale koło śmietników przy naszym domu usłyszałam dziwny szelest, postanowiłam zobaczyć, co to.

Kiedy podeszłam bliżej, zobaczyłam małą dziewczynkę ubraną w jakieś łachmany, czerwoną sukienkę, sfatygowaną i brudną. Szukała czegoś w śmietniku i próbowała znaleźć coś do jedzenia, to było okropne.

Zamarłam na chwilę i pomyślałam: „Biedactwo, pewnie jest głodna i zmarznięta.” Dziewczynka wyglądała na siedem lat, była zmęczona, brudna i bardzo szczupła.

– Hej, maleńka, nie bój się, nic ci nie zrobię. Co ty tu robisz? Ktoś dorosły jest z tobą? – dziecko wcisnęło się w kąt i zaczęło cicho szlochać, pomyślałam, że ją przestraszyłam. Postanowiłam wziąć ją ze sobą, ogrzać i nakarmić.

Już w mieszkaniu najpierw nakarmiłam dziewczynkę, a potem przygotowałam jej kąpiel.

– W porządku, kochanie, nie bój się, nie zrobię ci krzywdy, masz jakieś imię? – zapytałam.

– Tak, nazywam się Oleńka – wyszeptała dziewczynka.

Biedactwo, trzęsła się, dałam jej jeszcze ciastko i położyłam do łóżka. Miałam psa Barona, od razu polubił Oleńkę, nie zostawił jej samej przez cały wieczór. Kiedy położyłam dziewczynkę do łóżka, zobaczyłam, jaka jest chuda, pewnie długo błąkała się po ulicach.

Nie spałam całą noc, zastanawiałam się, co robić. W końcu postanowiłam zadzwonić do opieki społecznej, żeby przysłali kogoś, kto by porozmawiał z dzieckiem, może uciekła z domu dziecka.

Gdy rozmawiałyśmy w kuchni, Oleńka spała, ale obudziła się i przyszła do nas. Kiedy zobaczyła kobietę z opieki, przestraszyła się, uciekła do pokoju i schowała pod kołdrą. Nie odzywała się. Zadzwoniłam po lekarza.

Lekarz przyjechał bardzo szybko, jakimś cudem nawiązał kontakt z dziewczynką, zbadał ją i stwierdził, że mała może mieć anginę ropną. Jej gardło było bardzo zaczerwienione i opuchnięte, postanowili zabrać ją do szpitala.

Kobieta z opieki społecznej przywiozła ze sobą dziecięce ubrania. Ubrałam więc Oleńkę i razem zeszłyśmy do samochodu. Uścisnęła mi rękę i zrozumiałam, że dziewczynka wcale nie chce iść.

No, ale zabrali ją. Samochód odjechał, z okna machały do mnie dziecięce rączki. Usiadłam na ławce i się rozpłakałam. Nie wiedziałam, czy zrobiłam dobrze i jak powinnam postąpić.

Dlaczego świat jest taki niesprawiedliwy? Dlaczego ludzie rodzą dzieci, a potem się nimi nie zajmują! Dzieci nie są niczemu winne, ale muszą cierpieć z powodu nieodpowiedzialnych rodziców.

Wchodząc po schodach do mieszkania, znalazłam na podłodze różową kokardkę, to była spinka do włosów Oleńki. Wtedy zdecydowałam, że powinnam jej pomóc. Poszłam do sklepu, kupiłam nowe rzeczy dla dziewczynki i jakieś owoce.

W sali, w której leżała Oleńka, nie było innych pacjentów. Dziewczynka leżała cicho i nie chciała z nikim rozmawiać. Nagle mnie zobaczyła:

– To ty? Jesteś tutaj? Czekałam na ciebie! – Oleńka powiedziała to ze łzami w oczach.

Podałam jej spinkę, od razu zrobiła kucyk i aż promieniała z radości. Otworzyłam paczkę, miałam tam dużo smakołyków. Dziecko zaczęło jeść z takim apetytem, ​​że sama zrobiłam się głodna, więc pałaszowałyśmy słodycze obie.

Minął tydzień, odkąd Oleńka trafiła do szpitala. Przychodziłam codziennie rano, kiedy wracałam z pracy. Ale pewnego dnia zobaczyłam przed wejściem kobietę, była pijana, w ręce trzymała butelkę. Ktoś mi powiedział, że to matka Oli. Kobieta była w więzieniu, potem urodziła Oleńkę i zaczęła pić.

Pewnego razu jak zwykle szłam do Oleńki, a ta zastąpiła mi drogę i powiedziała:

– Gdzie idziesz, zabrali ją w nocy. Przyjechali z domu dziecka i tam ją zabrali.

Nie wiedziałam, co o tym myśleć i po prostu odwróciłam się, idąc w stronę wyjścia. Przeszłam przez park. Myślałam o wszystkim, co się wydarzyło.

Czas mijał. Wydawało mi się, że to wieczność, a to były tylko cztery dni. Zadzwoniłam do domu dziecka.

– Dzień dobry! Proszę mi powiedzieć, jak się miewa Oleńka? Czy wszystko u niej w porządku? – ręce spociły jej się z nerwów.

– Tak, dzień dobry. Często o panią pyta, pewnie to pani jest Zosią? Możesz ją pani odwiedzić, myślę, że się ucieszy. Muszę lecieć, ktoś mnie woła, znowu dzieci coś narozrabiały!

Po tych słowach byłam równocześnie szczęśliwa i zdezorientowana, ale nie trwało to długo. Wzięłam torbę, poszłam do supermarketu kupić coś smacznego i pojechałam do Oleńki.

Przede wszystkim znalazłam tę kobietę z opieki, która wtedy do mnie przyszła. Powiedziała, że ​​w każdej chwili mogę odwiedzać dziewczynkę.

Poza tym powiedziała, że ​​Oleńkę mogę czasem zabrać do siebie, wystarczy załatwić kilka formalności. Byłam jej bardzo wdzięczna.

– Dzień dobry! Czekałam na ciebie! – minuta i Oleńka jest już w moich ramionach, przytula się i mocno ściska moją dłoń.

– Pójdziemy do ciebie? Naprawdę chcę tam iść – Oleńka spojrzała na mnie z niepokojem.

– Niedługo tam pojedziemy, twój przyjaciel Baron na ciebie czeka, chętnie cię znowu zobaczy – powiedziałam.

– A zostanę z tobą na zawsze?! – Oleńka spojrzała na mnie z nadzieją w oczach.

Jak zwykle rano wracam do domu z pracy, a tam czeka na mnie ona, moja córka Oleńka, która jak co dzień przygotowuje mi śniadanie.Wie, jak bardzo jestem zmęczona. Jest taka dorosła, ma 19 lat.

Jak szybko płynie czas; minęło już 15 lat, kto by pomyślał, że tak potoczy się życie.

Trending