Connect with us

Życie

Wstydzę się, że kiedyś nie posłuchałam rodziców

Kiedyś, gdy byłam młodą, nieco ponad 20-letnią dziewczyną, nie posłuchałam rodziców, a teraz za to płacę. Miłość zawróciła mi w głowie i poprowadziła przez życie.

Urodziłam się i wychowałam w malowniczej wiosce nad jeziorem. Moje dzieciństwo było bardzo szczęśliwe. Miałam wspaniałych, kochających rodziców i brata.

Kiedy skończyłam 18 lat, opuściłam rodzinny dom i wyjechałam na studia do miasta. Na drugim roku poznałam Grzegorza. Był tak przystojnym i romantycznym facetem, że po prostu nie było szans, żebym się w nim nie zakochała. Spotykaliśmy się prawie od roku, kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Ja byłam wtedy na trzecim, a Grzegorz na ostatnim, piątym roku studiów. Mój chłopak, jak na prawdziwego mężczyznę przystało, gdy tylko dowiedział się o moim stanie, zaproponował mi małżeństwo.

W tamtym czasie tak bardzo marzyłam o ślubie, że bez zastanowienia zgodziłam się i beztrosko porzuciłam uczelnię. To Grzegorzowi na tym zależało. Powiedział, że dziecko nie powinno się stresować w łonie matki, a tak się stanie, jeżeli będę obciążona nauką. No cóż, nie sprzeciwiałam się narzeczonemu, bardzo mu ufałam.

Oczywiście zadzwoniłam do rodziców i powiedziałam im, że niedługo będą mieli wnuczka albo wnuczkę i że wychodzę za mąż. Ich pierwsze pytanie nie dotyczyło tego, jak się czuję, tylko brzmiało: „Ale córeczko, co ze studiami, co z dyplomem? Nie rzucaj chociaż szkoły! Jak my spojrzymy ludziom w oczy? Taki wstyd… “ Wtedy się rozzłościłam i ostro im odpowiedziałam, że nie będę się już uczyć, już nie potrzebuję, bo mój mąż utrzyma rodzinę, ma mieszkanie i jest z miasta. Oboje, i mama, i ojciec namawiali mnie wtedy, żebym nie słuchała chłopaka i nie rzucała studiów, ale nie tylko ich nie posłuchałam, ale nawet się obraziłam.

Na nasz ślub z Grześkiem nie zaprosiliśmy nikogo z krewnych. Nie mieliśmy pieniędzy na wystawną uroczystość, więc przyszło tylko kilkoro przyjaciół. Poszliśmy do Urzędu Stanu Cywilnego,  a później posiedzieliśmy w kawiarni – to wszystko.

Potem życie biegło szybko, rok za rokiem. Grzegorz odnosił sukcesy zawodowe i dobrze zarabiał, miał kierownicze stanowisko w państwowej firmie. Ja nigdzie nie pracowałam. Najpierw opiekowałam się dziećmi, a potem, jak podrosły, po prostu zajmowałam się domem i ogrodem. Właściwie nigdzie nie wychodziłam.

Dzieci dorosły, miały już swoje życie. Przyjeżdżałam do rodziców mniej więcej raz w roku, a i to nie na długo. Nie chciałam od nich wysłuchiwać, że złamałam sobie życie i będę tego żałować.

Pewnego dnia jechałam przez miasto i przypadkiem zobaczyłam mojego męża. Stał przy wejściu do restauracji i całował się z jakąś blondynką. Od razu stało się dla mnie jasne, że Grzesiek mnie zdradza.

Wieczorem poczekałam na męża i powiedziałam mu, że widziałam go z inną. Odpowiedział, że niczego nie żałuje i że od dawna chciał się ze mną rozstać.

Tego wieczoru spakowałam się i wyszłam z domu. Musiałam wynająć sobie mieszkanie, bo nie miałam dokąd pójść. Nie chciałam przeszkadzać dzieciom, a powrót do rodziców oznaczałby, że jednak mieli rację.

Nie mam dużo oszczędności, tylko trochę biżuterii. Nie mam gdzie mieszkać, bo dom jest formalnie zapisany na mamę Grzegorza.

Siedzę w tym obcym mieszkaniu i myślę: jak dalej żyć? Gdzie szukać pracy, skoro  mam tylko maturę? Jak sobie teraz przypominam słowa moich rodziców… Jak bardzo mieli wtedy rację. Wstyd mi, że tak ich potraktowałam i ich nie posłuchałam. Ale czasu przecież nie cofnę.

Trending