Connect with us

Rodzina

Umiejętność wybaczania czyni nas szczęśliwszymi, ale nie tylko nas

Mikołaj i ja pobraliśmy się z wielkiej miłości. Mieliśmy wtedy po 27 lat i oboje byliśmy gotowi na założenie rodziny. Klasyczny scenariusz – rok romantycznych randek z kwiatami i wieczornych seansów w kinie, a potem ślub i narodziny naszego pierworodnego.

Mieszkaliśmy w wynajętym mieszkaniu i nigdy na nic nie wystarczało nam pieniędzy. Mój mąż w fabryce zarabiał raczej przeciętnie, a ja nigdzie nie pracowałam, bo byłam z synem na urlopie wychowawczym.

Kiedy Marcelek miał dwa latka, urodziły nam się jeszcze bliźniaczki – Małgosia i Oliwka. Chyba powinnam się przyznać, że wraz z narodzinami dwójki kolejnych dzieci całkowicie zaniedbałam się jako kobieta. To niestety prawda.

Nie miałam kiedy doprowadzić się do porządku: ułożyć włosy, zrobić makijaż, czy nawet wyprasować domowe ubrania. Nie było wtedy przyjemnie na mnie patrzeć – na wiecznie zmęczoną kobietę z głębokimi cieniami pod oczami, która wyglądała na znacznie starszą i zawsze nosiła pomięte i poplamione niektórych miejscach ubrania. Przy trójce dzieci nie miałam nawet kiedy spojrzeć na siebie w lustrze.

I zupełnie zapomniałam, że mam męża, który też potrzebuje mojej uwagi, wsparcia i opieki… Nie chciałam nawet z nim rozmawiać – byłam tak zmęczona pracą w domu i dziećmi. No i byłam jeszcze strasznie obrażona na Mikołaja. O co? O to, że mnie nie rozumiał i nigdy w niczym nie pomagał. W końcu dzieci były też jego. Sama musiałam poradzić sobie z całą trójką, nasi rodzice mieszkali daleko i nie mogli mi pomóc.

Jeżeli już rozmawiałam z mężem, to tylko podniesionym głosem. Mikołaj pracował do późna, a w weekendy jeździł na taksówce. To mnie jeszcze bardziej złościło – nigdy nie było go w domu i prawie nigdy nie odbierał telefonów.

Zacząłem zauważać, że zrobił się bardzo zamknięty. Podejrzewałam, że kogoś ma.

Wczesnym rankiem, kiedy Mikołaj był pod prysznicem, przejrzałam jego telefon – i moje obawy potwierdziły się. Miał inną kobietę.

Nie byłam w stanie znieść takiej hańby, więc tego samego dnia wystawiłam męża za drzwi razem z całym jego dobytkiem.

Przez kolejny miesiąc nie odzywał się, nie próbował wrócić ani nawet odwiedzić dzieci. To wszystko bardzo mnie bolało, bo maluchy tęskniły za tatą.

Prawdę mówiąc, już sama wtedy zrozumiałam, że byłam wobec niego niesprawiedliwa… Ale duma nie pozwoliła mi zadzwonić. Trudno, trzeba było żyć dalej i jakoś nakarmić dzieci.

Moja mama zostawiła ojca na gospodarstwie, a sama kupiła bilet na pociąg i zamieszkała z nami. Zajmowała się dziećmi, kiedy ja byłam w pracy. Nie było innego wyjścia.

A kiedy poszłam do pracy, znowu rozkwitłam, a moje życie nabrało jasnych kolorów. Moje przygnębienie szybko się skończyło i znów chciałam żyć pełnią życia.

Pewnego dnia przyszedł do mnie do pracy mój Mikołaj. I zaprosił mnie na randkę. I wiecie co? Zgodziłam się. No tak! Moje uczucia do niego wcale nie minęły, podobnie jak jego – do mnie.

Mój mąż przeprosił, przytulił mnie i gorzko się rozpłakał. Powiedział, że przede wszystkim chce, żeby jego najbliżsi byli obok i że jest gotów przenosić góry dla mnie i naszych dzieci.

W tamtej chwili byliśmy niesamowicie szczęśliwi, a wszystkie urazy zostały gdzieś w odległej przeszłości.

A jakie szczęśliwe były nasze dzieci, gdy zobaczyły tatusia z prezentami w drzwiach naszego mieszkania – tego nie da się opowiedzieć bez łez. Po prostu prawie go udusiły i nie wypuściły z objęć przez całą noc: często budziły się, żeby sprawdzić, czy wszyscy są na miejscu.

I co tu mówić o dumie, gdy tyle osób jest szczęśliwych! Wszystkiego dobrego dla was wszystkich.

Trending