Życie
Robiąc dobry uczynek, znalazłam swoją rodzinę

Powiem wam, że miałam całkiem zwyczajne życie. Nie mogłam powiedzieć, że nie jestem szczęśliwa, ale czegoś mi brakowało. Dawno, dawno temu, w wieku 36 lat, nie miałam rodziny ani dzieci, tylko swoją karierę, która utrzymywała mnie w formie. Nie zdecydowałam o tym celowo, ale chyba po prostu podświadomie wolałam pracę.
Miałam przedtem partnera, spotykaliśmy się chyba przez 4 lata i wydawało się, że wszystko idzie w kierunku małżeństwa, ale w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że bardzo się różnimy. Ja przez całe życie ciągle się rozwijałam, odkrywałam coś nowego, a on był zadowolony z tego, co miał i kim był. Najważniejsza była dla niego stabilna praca i dom, w którym można odpocząć, ale mnie nie podobało się takie życie. Oczywiście chciałam założyć rodzinę, ale nie po to, żeby odciąć się od świata, pogrążyć w codziennej rutynie i już się nie rozwijać. Rodzina kojarzyła mi się raczej ze wspólnymi podróżami, wycieczkami i masą nowych przygód. Nie raz zastanawiałam się, czy dokonałam właściwego wyboru, bo po tym związku całkowicie pogrążyłam się w pracy i zupełnie zapomniałam o swoim życiu osobistym.
Tak, odnosiłam sukcesy zawodowe, stałam się poszukiwaną specjalistką i miałam wysoką pensję. Ale poza tym wracałam do pustego mieszkania i nie miałam nawet z kim podzielić się swoim sukcesem. To było bardzo przygnębiające. Zarejestrowałam się nawet na portalu randkowym, ale nie znalazłam tam szczęścia.
Samotność najbardziej boli, kiedy przychodzą święta. Wszyscy spotykają się w swoich rodzinach, a ja nie miałam kompletnie nikogo. Dwa lata temu, tuż przed Bożym Narodzeniem, znajoma powiedziała mi, że zajmuje się działalnością charytatywną i zapytała, czy nie chciałabym do niej dołączyć. Na początku nie bardzo miałam na to ochotę, ale nie jestem przecież bez serca – postanowiłam pomóc.
Marianna przedstawiła mi całą sprawę. Opowiedziała, jak zgłosiła się jako wolontariuszka do domu dziecka i zabrała mnie tam ze sobą. To było bardzo niezwykłe doświadczenie – hałas, zamieszanie, wszędzie dzieci, myślałam, że głowa mi pęknie. Po chwili trochę doszłam do siebie i zaczęłam rozmawiać z dziećmi, graliśmy nawet w różne gry. I wiecie co? Dawno nie czułam takich pozytywnych emocji.
W drodze do domu rozmawiałam z koleżanką, wypytywałam ją o wszystko i poprosiłam, żeby zabrała mnie na kolejne takie spotkanie. Marianna wspomniała, że wolontariusze chcą kupić nowe materace dla dzieci z tego domu dziecka, ale brakuje im pieniędzy. Rzeczywiście, kwota była spora, dotąd zebrali prawie połowę i nie wiedzieli, skąd wziąć resztę.
Wtedy zapaliła się we mnie jakaś iskra. Poczułam, że w ten sposób mogę pomóc tym pokrzywdzonym dzieciom, podarować im trochę radości i uśmiech. Bez wahania postanowiłam dołożyć resztę kwoty, a nawet jeszcze wystarczyło na drobne prezenty dla wszystkich. No, bo gdzie indziej miałabym wydać te pieniądze? Miałam wszystko, czego potrzebowałam, a w tej sytuacji po prostu sercem czułam, że tak będzie dobrze. Pieniądze jeszcze sobie zarobię, a tutaj mogę zrobić dobry uczynek.
Kiedy zanieśliśmy wszystko do sierocińca, nawet dyrektorka była w szoku. Dzieci były bardzo zadowolone z wygodnych materacy i z ciekawością oglądały pozostałe prezenty. To było dla mnie coś nowego, jakbym właśnie teraz odnalazła swoją rodzinę. Ciepła, które emanowało z dziecięcych uśmiechów i uścisków, nie da się porównać z niczym. Spodobało mi się to tak bardzo, że stałam się u nich częstym gościem, nawet Boże Narodzenie i Nowy Rok spędziłam z nimi i doskonale się razem bawiliśmy.
Od tego czasu w moim życiu rozbłysło nowe światło, wszystko nabrało sensu, a ja wreszcie stałam się naprawdę szczęśliwa, dając miłość i radość potrzebującym. Tak, nadal nie mam męża ani dziecka, ale już mnie to tak bardzo nie martwi – nie wszyscy muszą mieć rodzinę. Moja rodzina jest znacznie większa, a z dziećmi co prawda nie łączą mnie więzy krwi, ale i tak są mi bardzo bliskie. Nawet teraz, kiedy wybieram kolorowanki dla maluchów, mogę śmiało powiedzieć, że jestem na właściwym miejscu.
Chciałabym przekazać to wszystkim – róbcie dobre uczynki, pomagajcie potrzebującym, bo to i ich, i was uszczęśliwi. Czy nie na tym polega sens życia?

-
Historie2 lata ago
Chłopak w autobusie dał lekcję matce z synem
-
Rodzina2 lata ago
Mam 64 lata, rok temu wróciłam z pracy we Włoszech i stwierdziłam, że mam dość. Byłam tam przez 12 lat, w tym czasie kupiłam mieszkania i córce, i synowi, a w swoim domu na wsi przeprowadziłam porządny remont. Wydawałoby się, że niczego mi już nie trzeba – tylko cieszyć się życiem, ale jest coś, co nie pozwala mi na pełną radość.
-
Rodzina2 lata ago
Córce kupili mieszkanie, a syn dostał działkę
-
Życie2 lata ago
Teściowa wyrzuciła nas z domu, a 15 lat później przyszła do wnuczki