Connect with us

Historie

Przez ostatnie osiem lat Jerzy mieszkał sam w swoim wielkim domu. Jego żona zmarła, a Maria nadal mieszkała we Włoszech i nigdy nie odwiedzała ojca. Jak tylko Jerzy doszedł do siebie, zaprosił Karola, żeby go odwiedził. Szczerze go przepraszał i bardzo żałował, że tak się stało. A wszystko mogło wyglądać zupełnie inaczej: jego córka i wnuki mieszkaliby teraz w dużym domu Lewickich. Jednak, jak widać, nie wyszło

Pewnego wieczoru Karol poszedł do sklepu po chleb, a kiedy wyszedł z zakupami, spotkał swojego starego znajomego, który zawsze pierwszy znał wszystkie nowinki z wioski. Zapytał Karola, czy nie wie, dlaczego starego Lewickiego od dawna nigdzie nie widać, czy przypadkiem nic mu się nie stało.

Na wspomnienie Lewickiego mężczyzna drgnął. Od wielu lat starał się zapomnieć o tym człowieku, bo to on zrujnował mu życie i pozbawił szczęścia.

Nie wiedząc, dlaczego to w ogóle robi, Karol zapytał, co dokładnie znajomy ma na myśli. Ten zaczął mu opowiadać, że Jerzy Lewicki, w wiosce nazywany „Lewym”, nie wychodzi z domu od ponad dwóch tygodni, nie pojawia się w sklepie i nie jeździ samochodem. Sąsiedzi mówią, że wieczorami w domu nawet nie świeci się światło, a z komina nie leci dym, więc nikt tam też nie grzeje.

Karol postanowił odwiedzić starego Lewickiego, bo słowa znajomego nie dawały mu spokoju.

Za kierownicą do Karola wróciły wspomnienia wydarzeń sprzed dwudziestu lat. Wtedy on, wychowywany przez starą babcię sierota, ledwo to zniósł i z trudem znalazł siłę, żeby dalej żyć. Najpierw on i Marysia spotykali się w tajemnicy. Kiedy jednak dziewczyna powiedziała ojcu, że zamierza poślubić Karola, ten odpowiedział, że nigdy nie zaakceptuje ubogiego sieroty w swojej rodzinie i że nie zgodzi się na to małżeństwo.

Wszyscy w wiosce znali Jerzego Lewickiego. Przez całe życie pracował jako kierownik dużej firmy rolnej w ich wiosce, a jego żona była nauczycielką w szkole. To była szanowana rodzina, wszyscy starali się im dorównać i liczyli się z ich zdaniem. Ludzie w wiosce nawet trochę się bali Jerzego, bo był człowiekiem bardzo surowym.

W rodzinie Lewickich słowo ojca było święte. Nie chciał Karola na zięcia. Maria płakała przez to całymi dniami i nocami, więc Jerzy postanowił wysłać ją jak najdalej od wioski, a mianowicie do swojej siostry we Włoszech. Mieszkała tam od wielu lat, a Marysia trafiła do niej już kilka dni później. Na wsi chodziły słuchy, że już we Włoszech wyszło na jaw, że córka Lewickiego była w ciąży z Karolem, ale dziecko nigdy się nie urodziło. Pewnie dziewczyna poddała się aborcji.

Minęło 20 lat. Karol nigdy się nie ożenił i przez te wszystkie lata mieszkał sam w domu swojej babci, który w tym czasie pięknie wyremontował. Pracował jako leśniczy, zajmował się pszczelarstwem i łowił ryby. Nie żyło mu się źle, na wszystko wystarczało. Ale w jego domu nie było gospodyni, nie potrafił się zakochać po raz drugi.

Karol starał się trzymać jak najdalej od rodziny Lewickich, a oni też nie mieli powodu, żeby się z nim widzieć.

Przez ostatnie osiem lat Jerzy mieszkał sam w swoim wielkim domu. Jego żona zmarła, a Maria wciąż mieszka we Włoszech i nigdy nie odwiedza ojca. Dzwoni do niego mniej więcej raz w miesiącu i to tyle.

Na podwórzu Lewickich panowała kompletna cisza, w oknach było ciemno. Karol zapukał do drzwi. Nikt nie odpowiedział, więc spróbował wejść – o dziwo, drzwi nie były zamknięte. Mężczyzna miał takie wrażenie, że właśnie on i właśnie teraz powinien tu być.

Intuicja go nie zawiodła. Jerzy był bardzo chory, nie mógł nawet wstać z łóżka. Karol natychmiast załatwił opiekę: na własny koszt zamówił pielęgniarkę i sprowadził z miasta lekarza. Poza nim Jerzy nie miał nikogo, kto mógłby mu pomóc.

Gdy tylko mężczyzna doszedł do siebie, zaprosił Karola, żeby go odwiedził. Szczerze go za wszystko przepraszał i bardzo żałował, że tak to się wszystko ułożyło. A mogło przecież być zupełnie inaczej: jego córka i wnuki mieszkaliby teraz w dużym domu Lewickich. Ale widocznie los chciał inaczej.

Trending