Connect with us

Życie

Przez całe życie własnymi rękami odpycham moje szczęście

Życie potrafi być bardzo ciekawe. Czasami coś niszczymy tylko po to, żeby później zrozumieć, jak cenna była ta rzecz, związek czy osoba, którą po prostu od siebie odpychamy. Mnie też to się zdarzyło. Chociaż, powinienem raczej powiedzieć, że jest to w ogóle główna zasada mojego życia. Teraz zacząłem to sobie uświadamiać i to się robi bardzo irytujące.

Wczoraj skończyłem 47 lat. Powiem wam, że życie w tym wieku jeszcze się nie kończy. Jednak, niestety, ja straciłem już wszystkie najlepsze szanse, jakie dawał mi los. Tak często się zdarza, że ​​chcemy odpocząć, odgrodzić się od wszystkich, więc odrzucamy różne oferty i propozycje. Chociaż potem możemy bardzo żałować i przekonać się, jaką dobrą okazję straciliśmy. Ja mam tak przez cały czas. Aż do tej pory jestem sam, podczas gdy niektórzy moi koledzy z klasy nawet bawią już swoje wnuki.

Ale wcześniej myślałem tylko o tym, żeby zdobyć dobry zawód i na to schodził mi czas. Rodzice zawsze dbali o moje wykształcenie. Po maturze dostałem się na świetną uczelnię i przeniosłem się do Warszawy. Było ciężko. Studia pochłaniały całą moją energię. Dobrze, że dostałem stypendium.

Nie wiem, jak niektórzy z moich kolegów z grupy dawali radę jeszcze pracować po zajęciach. Ja nie miałem czasu normalnie zjeść ani odpocząć. Całymi dniami się uczyłem, żeby ze wszystkim się uporać. Nauka i stopnie były dla mnie priorytetem.

Bardzo często zdarzało się, że wykładowcy uważali mnie za wyjątkowo pilnego studenta i proponowali mi udział w różnych konkursach i projektach. I jak myślicie? Czy korzystałem z tych szans? Nie, odmawiałem, bo po prostu nie miałem siły. Nie odpoczywałem ani przez chwilę, żeby być takim, jakim widzieli mnie inni. Z boku wszystko wydawało się takie proste. W żadnym wypadku nie leniłem się, ale straciłem możliwość pokazania się gdzieś szerzej. I tak żyłem, znudzony już do reszty książkami i notatkami. Czas mijał. Znalazłem pracę.

Żeby pozostać w stolicy, o czym marzyłem, ciągle pracowałem, harowałem, napisałem kilka prac. Prawie nie spałem, mało jadłem, ale robiłem to wszystko, żeby opłacić czynsz i rachunki. Z tym, że od dawna nie widziałem miasta. Nie widziałem go nie tylko tak, jak bym chciał, ale nawet tak, jak widzą je turyści.

A najgorsze jest to, że straciłem swoją miłość. Zosia była o 3 lata młodsza ode mnie. Traktowałem ją jedynie jak dodatek do mojego życia. A ona bardzo mnie kochała i zawsze próbowała mnie jakoś rozruszać.

Chciała pomóc mi, żebym zaczął żyć i nie bał się przynajmniej czasem odpocząć. No i jak każda młoda dziewczyna pragnęła uwagi, miłości i ciepła. Ja byłem zimny i obojętny. Tym ją od siebie odepchnąłem. Po prostu powiedziałem, że nie chcę się z nią już więcej spotykać. To nie było dla niej przyjemne i już nigdy więcej się nie widzieliśmy. A wczoraj zadzwonił dzwonek do drzwi. Zobaczyłem ją, przez te wszystkie lata Zosia zupełnie się nie zmieniła. Wciąż była piękna, urocza i uśmiechnięta.

Zosia przypomniała sobie, że są moje urodziny i przyszła złożyć mi życzenia. Nie wiedziałem, jak zareagować. Czy powinienem się cieszyć, czy płakać. Przez te wszystkie lata łapałem się na myśli, że chciałbym ją odzyskać. Bo tego najbardziej żałuję. Ale boję się, że znów przestanę ją doceniać. Przecież tak łatwo ją odnalazłem. Minęło wiele lat i teraz ponownie mogę ją odepchnąć – ze strachu. Co powinienem zrobić?

Trending