Connect with us

Życie

Po ślubie zrozumiałam, dlaczego mój Wiktor w wieku czterdziestu lat nigdy jeszcze nie był żonaty, ale to były drobiazgi, później spełnił się mój najgorszy koszmar

Mój mąż i ja jesteśmy małżeństwem od 7 lat, a on jest ode mnie starszy o 15. Wiktor ożenił się po raz pierwszy dopiero po czterdziestce, a ja miałam wtedy tylko 26 lat. Dlaczego wybrałam go na mojego towarzysza życia? A, bo zakochałam się w nim jako studentka. Uczył mnie literatury na czwartym roku i wydał mi się bardzo romantyczny. No i to doprowadziło do mojej wielkiej miłości.

Zaczęliśmy się spotykać już po tym, jak skończyłam studia. Pewnego letniego dnia spotkałam go w parku i poczułam, że nadal jest dla mnie ważny. Na początku spotykaliśmy się tylko po to, żeby pospacerować i poczytać wiersze nad stawem w parku, ale potem oboje zdaliśmy sobie sprawę, że czujemy się do siebie coś więcej.

Po roku spędzonym w parkach i na ulicach Wiktor powiedział mi kiedyś, że jest już zmęczony tym bieganiem i zaproponował, żebym wyszła za niego za mąż. Zgodziłam się i po cichym ślubie ze spotkaniem w kawiarni na ledwie 15 osób zamieszkaliśmy razem.

Szczerze mówiąc, byłam bezgranicznie szczęśliwa. Nie mogłam uwierzyć, że ​​w końcu będziemy żyli w normalnych warunkach i że będę obok siebie miała ramię silnego mężczyzny. Niemal natychmiast po ślubie zaszłam w ciążę, a później urodziłam Adriana.

Niby wszystko jest dobrze, ale okazuje się, że mój mąż po czterdziestce zupełnie nie jest niezależny. Nie może przeżyć jednego dnia bez swoich rodziców. Zrozumiałam, dlaczego Wiktor nigdy wcześniej nie był żonaty. Nie miał kiedy spotykać się z kobietami, bo ojciec i matka zajmowali całą jego przestrzeń.

Jego rodzice mieszkali z nami w tym samym bloku, nawet na tym samym piętrze. To było od początku zaplanowane – chcieli codziennie kontrolować swojego syna. I przez te 7 lat, odkąd jesteśmy małżeństwem, nie było dnia, żeby jego matka nie przychodziła do nas z jedzeniem. Oprócz tego kupuje swojemu synowi ubrania, które tylko jej się podobają. Mój mąż nigdy nie powie, że coś mu się nie podoba i bez słowa robi to, co mu każą.

Jego ojciec kontroluje każdy krok Wiktora. Przychodzi wieczorem i pyta, jak minął mu dzień, ile pieniędzy dzisiaj wydał, jaką będzie miał pensję w przyszłym miesiącu i czy dostanie premię, na którą ojciec ma już swoje pomysły.

Wraz z narodzinami syna nasze życie rodzinne bardzo się pogorszyło. I nie mówię teraz o Adrianie, tylko o moich teściach. Prawie zaczęli z nami mieszkać, kontrolowali wszystko – moją dietę, to, w co ubieram dziecko i jak trzymam je na rękach.

Wiele się wydarzyło przez te lata, ale najważniejsza rzecz czekała na mnie właśnie teraz, kiedy nasz syn skończył 6 lat. Pewnego wieczoru przyszedł mój teść i powiedział nam, że postanowili sprzedać te dwa mieszkania i kupić dom za miastem, w którym wszyscy razem zamieszkamy. Szczerze mówiąc, to tak, jakby spełnił się mój najgorszy koszmar… A Wiktor stoi i się cieszy, mówiąc, że też chciałby żyć na łonie natury, nie ma absolutnie nic przeciwko takiemu pomysłowi.

I czemu się teraz dziwić, skoro mój mąż wciąż jest malutkim synkiem swoich rodziców i nie ma znaczenia, że ma teraz 47 lat. We wszystkim słucha ojca i matki,  żyje tak, jak oni chcą. Płakałam wtedy i prosiłam, żebyśmy wyprowadzili się trochę dalej od nich, choćby nawet do wynajętego mieszkania, ale on obstaje przy swoim  – żeby zamieszkać z rodzicami w dużym domu za miastem.

Już nie wiem, co robić… Nasze mieszkanie jest wystawione na sprzedaż, Wiktor jeździ z ojcem i wybiera dom dla nas wszystkich, a mi się chce płakać. Już nawet myślę, że wystąpię o rozwód. Skoro mojemu mężowi nie udało się dotąd rozstać z rodzicami, to co innego mogę zrobić… Ja też chcę żyć szczęśliwie, a nie w ciągłym stresie.

Trending