Connect with us

Rodzina

Ojciec mojego chłopaka był tak surowy, że nawet nasz związek nie mógł istnieć bez jego zgody.

Mój mąż wychowywał się w bardzo surowej rodzinie – wszystkim rządził ojciec i nie było żadnej taryfy ulgowej. Nawet spotykać się mogliśmy tylko za jego zgodą, wyobrażacie to sobie? Wtedy byliśmy jeszcze nastolatkami i nie sądziliśmy, że to coś dziwnego. Nasi rodzice poznali się niemal natychmiast, bo pan Jurek musiał wiedzieć na pewno, że pochodzę z przyzwoitej rodziny i nie będę miał złego wpływu na jego syna.

Na szczęście moi rodzice to wyrozumiali i inteligentni ludzie, którzy przekonali ojca Marcina, żeby się uspokoił i aż tak bardzo nas nie kontrolował. Ja zawsze miałam z nimi relacje oparte na zaufaniu i nie miałam przed nimi żadnych tajemnic. A oni się bardzo ucieszyli, kiedy zaczęliśmy się z Marcinem spotykać.

Nasz związek był normalny, jak u innych nastolatków, tyle że marzyliśmy o ślubie i chcieliśmy być prawdziwą rodziną. Przez cały ten czas ojciec mojego chłopaka ściśle wszystko kontrolował i nie daj Boże, żeby Marcin spóźnił się wieczorem choćby o minutę. Żebyśmy mogli spędzać ze sobą więcej czasu, przychodziłam do niego i razem odrabialiśmy lekcje i przygotowywaliśmy się do sprawdzianów. Nawet w to pan Jerzy interweniował – zabronił nam zamykać drzwi i od czasu do czasu do nas zaglądał. Nie rozumieliśmy wtedy, czego tak się boi, ale wiadomo, że zakazany owoc smakuje najlepiej.

No i kiedy mieliśmy po 18 lat, stało się to, czego tak bardzo bał się ojciec Marcina – zaszłam w ciążę. Najpierw powiedzieliśmy moim rodzicom, a oni przyjęli tę wiadomość spokojnie. Moja mama też wcześnie zaszła w ciążę i to nie przeszkodziło jej i tacie w tym, żeby mnie dobrze wychować. Ale zupełnie nie wiedzieliśmy, jak to powiedzieć rodzicom Marcina. Baliśmy się reakcji jego ojca. Na początku podzieliliśmy się tą wiadomością tylko z mamą – była w dużym szoku, ale podobnie jak my, nie wiedziała, co na to powie jej mąż.

Przy wsparciu rodziców i mamy mojego chłopaka, postanowiliśmy dłużej tego nie przeciągać i wszystko ojcu uczciwie powiedzieć. Nie wiedział, jak zareagować. Patrzył na nas przez pół godziny i milczał. Widać było, że przez głowę przelatywały mu najróżniejsze myśli.

Po pewnym czasie i po zażyciu środka na uspokojenie, pan Jerzy jednak postanowił z nami porozmawiać. Ku naszemu zdziwieniu, nawet nie krzyczał. Czy się powstrzymywał, czy lekarstwa zadziałały, ale mówił tak spokojnie, jak tylko to było możliwe. Zadawał pytania typu: „co zamierzacie dalej robić?”, „chcecie urodzić to dziecko?”, „czy planujecie się pobrać?” i tak dalej.

Bez wahania odpowiedzieliśmy, że chcemy mieć to dziecko, jeszcze dopóki jestem w ciąży uda nam się skończyć szkołę, a może nawet pójdziemy na studia zaoczne. Wiedzieliśmy, że i tak będziemy potrzebowali wykształcenia, a oboje uczyliśmy się dobrze. Potem wzięliśmy szybki ślub, moi rodzice obiecali dać nam w prezencie mieszkanie, a tata zaproponował Marcinowi dobrą pracę. Wszystko powinno być super i przy takim wsparciu bez trudu powinniśmy sobie ze wszystkim poradzić.

W zasadzie wszystko układało się tak, jak sobie zaplanowaliśmy. Już po ślubie, na USG doznałam kolejnego szoku – okazało się, że nie będziemy mieli jednego dziecka, tylko od razu dwoje! Wyobrażacie sobie? Bliźnięta! Zdecydowanie nie byłam gotowa na takie wieści. To oczywiście super, ale jak masz 18 lat, to nie wiesz, jak sobie poradzić z jednym dzieckiem, a co dopiero z dwójką. Po wsparcie ponownie zwróciłam się do Marcina i do moich rodziców. Wszyscy byli tak samo zszokowani jak ja, ale ucieszyli się z wiadomości. Ale wtedy skończyła się cierpliwość mojego teścia. Kiedy się dowiedział, powiedział wszystko, co o nas myśli i oskarżył nas o chyba wszystkie grzechy śmiertelne. Ale tak naprawdę nie zareagowaliśmy na to, bo tego właśnie się spodziewaliśmy od samego początku.

Mieszkaliśmy osobno, w tym mieszkaniu, które dali nam moi rodzice. Często zresztą przychodzili i pomagali mi, kiedy mój mąż był w pracy. Po porodzie, który rozpoczął się przed terminem, czułam ogromne wsparcie ze strony wszystkich oprócz mojego teścia. Ciągle był na nas obrażony, więc prawie przez cały czas ignorował Marcina i mnie.

Ale kiedy wróciłam do domu z dziećmi, wszystko natychmiast się zmieniło. Teść przychodził do nas codziennie, czasem nawet po kilka razy, i wciąż mnie pouczał. Czułam się nie jak matka i żona, tylko jak małe dziecko, które ciągle robi coś złego. To było bardzo męczące. I tak było mi ciężko samej z dwójką noworodków, a tu jeszcze dochodzi teść, który zawsze ma rację. Oczywiście nie miałam czasu na sprzątanie, pranie, a nawet gotowanie. Jak każda kobieta, po porodzie potrzebowałam wsparcia i pomocy, a nie pouczania i upokarzania.

Nie mogłam już tego znieść i postanowiłem porozmawiać na ten temat z Marcinem. Bardzo dobrze znał swojego ojca, ale nigdy nie potrafił mu się sprzeciwić. Zadzwoniliśmy więc do teściowej, a ona obiecała porozmawiać z mężem, ale też niczego nie mogła zagwarantować. Nawet moi rodzice przyszli go uspokoić, bo wszyscy byli przekonani, że przesadza ze swoją kontrolą. W końcu Marcin i ja jesteśmy już osobną rodziną i nikt nie ma prawa się do nas wtrącać.

Jakimś cudem teść zrozumiał! Przeprosił wszystkich po raz pierwszy w życiu i obiecał nam to jakoś wynagrodzić. Powiedział, że zachowuje się tak z troski o nas i o naszą przyszłość. Wybaczyłam mu, ale poprosiłam, żeby wyrażał swoje uczucia i obawy słowami, żeby nie było więcej między nami nieporozumień.

Trending