Connect with us

Historie

Obowiązkiem ojca jest wychować syna na prawdziwego mężczyznę i nie ma znaczenia, że dziecko będzie miało traumę, a matka chłopca dostanie załamania nerwowego

To jest prawdziwa historia mojej przyjaciółki. Opowiem ją tak, jak opowiedziała mi sama Karolina.

Mój mąż po prostu znęcał się nad naszym trzyletnim synem. Ale uważał, że nie robi nic złego i że wychowuje go na prawdziwego mężczyznę. Według niego taki jest najważniejszy obowiązek ojca.

Kiedy poznałam Artura, był miłym, wrażliwym i kochającym człowiekiem. Nigdy nie zauważyłam u niego żadnej agresji czy w ogóle czegoś negatywnego. Do tego bardzo lubił dzieci. Często odwiedzaliśmy jego brata, a mój Artur potrafił bawić się z bratankami przez cały wieczór i widać było, że sprawia mu to przyjemność.

Artur pracował w dużej firmie jako księgowy. Dobrze zarabiał: wystarczało na spokojne życie, wynajem mieszkania w centrum miasta i urlop nad morzem.

Przed ślubem nie spotykaliśmy się długo, około trzech miesięcy, a potem postanowiliśmy się pobrać. Do ołtarza szłam nie sama, tylko już z dzieckiem pod sercem. A kiedy urodził się Tymek, stało się dla mnie jasne, że mój mąż nie jest gotowy na to, żeby być ojcem.

Nigdy nie zostawał sam z synem, nie karmił go, ani nie zmieniał pieluch. Nie lubił nocnego płaczu dziecka, zawsze się denerwował i szedł spać do innego pokoju. Nic nie mówiłam, bo nie chciałam dolewać oliwy do ognia i miałam nadzieję, że niedługo to wszystko się zmieni.

Ale kiedy nasz syn podrósł, sprawy potoczyły się jeszcze gorzej. Mąż zaczął wychowywać Tymka „według własnej metody”, jak to ujął. Dziecko nie mogło nawet wchodzić do naszego pokoju ani, nie daj Boże, wejść do nas do łóżka.

Biedny Tymuś tak bardzo płakał w swoim pokoju zanim zasnął, wołał mamę, ale Artur zabronił mi do niego iść, a nawet zamknął jego pokój na klucz, który schował do kieszeni i powiedział mi: “nie chodź do niego, niech się nauczy sam zasypiać i wyrośnie na prawdziwego mężczyznę.”

Mój syn płakał, ja płakałam. Nie mogłam go też karmić, miał się nauczyć jeść sam, a ojca nie obchodziło, że dziecko jest głodne. Kaszkę jeszcze jakoś zjadł, ale zupę zawsze rozlewał. No cóż, tak miało być, bo tak mówił Artur.

Ale w te dni, kiedy męża nie było w domu, Tymek i ja prowadziliśmy normalne, szczęśliwe życie. Co prawda, kiedy się uderzył, to nawet przy mnie bał się płakać, bo wiedział, że wtedy tata będzie go ciągnął za uszy, a to boli. A za to, że choćby jedna zabawka będzie leżała na podłodze, postawi go do kąta.

Artur nie pozwalał mi bronić syna, a czasem zamykał mnie w pokoju i sam zajmował się tym bezdusznym wychowaniem.

W pewnym momencie moja psychika nie wytrzymała. Nieprzytomną zabrali mnie do szpitala z załamaniem nerwowym. Tymka wzięli do siebie moi rodzice, bo mąż musiał pracować, ale to i lepiej.

Po wyjściu ze szpitala nie wróciłam do Artura. Pojechałam do mojej rodzinnej wioski, do mamy i taty. A teraz trwa trudny proces rozwodowy, w którym mój mąż chce odebrać mi syna.

Trending