Connect with us

Rodzina

„Nigdy nie chciałam mieć takiej synowej jak ty. Za co Bóg mnie pokarał taką niezdarą?” – to najmilsza rzecz, jaką mogłam usłyszeć od teściowej. Nie lubiła mnie od naszego pierwszego spotkania

Matka mojego męża jest uosobieniem typowej teściowej, wizerunku, jaki znamy z żartów, filmów czy książek. Jest ciągle niezadowolona, ​​złośliwa i wredna – nie przepuści żadnej okazji, żeby mnie zranić. Nasze relacje od samego początku były złe – nie zdążyłam nawet nic powiedzieć. Od progu znalazłam się pod czujnym okiem pani Olgi, która oświadczyła:

– Mateusz, a więc to jest ta twoja Agnieszka. Szczerze mówiąc, spodziewałam się zobaczyć prawdziwą piękność, tak jak ją opisywałeś, a ona jest całkiem ładna, ale zupełnie zwyczajna. Gosia była ładniejsza. A ty, dziecko, chodź, zjemy obiad, bo co tu jeszcze z tobą zrobić.

W tamtej chwili najchętniej zapadłabym się pod ziemię – nie spodziewałam się takiego powitania. Nie oczekiwałam, że mama mojego chłopaka przyjmie mnie jak swoją i od razu pokocha, ale nie przypuszczałam, że będzie mnie obrażać. Stałam w przedpokoju i nie wiedziałam, czy wchodzić dalej, czy uciekać. Mateusz zaczął mnie uspokajać i mówić, że mama żartuje. Uprzedzał mnie, że jego matka nie ma łatwego charakteru, ale nie ostrzegał, że jest niegrzeczna i taka wyniosła. Moje plany zbudowania dobrych relacji z teściową od razu spaliły na panewce i nie spodziewałam się już niczego dobrego. Przez gardło mi nie przejdzie, żeby nazwać tamten wieczór udanym, ale powiem tak – z wielkim trudem jakoś przebrnęłam przez to spotkanie.

Nic dziwnego, że przed ślubem widziałyśmy się tylko kilka razy, w dodatku na neutralnym terenie i przez krótki czas. Nasze relacje się nie poprawiły, starałam się jedynie unikać konfliktów. Chociaż moja teściowa nawet na ślubie nie mogła się powstrzymać i wbiła mi szpilę:

– Założyłaś białą suknię i welon? To zaskakujące, jak na dziewczynę w twoim wieku.

I żebyście wiedzieli, to miałam wtedy tylko 25 lat. Ale dla matki Mateusza byłam już dość dojrzała, jak na pannę młodą. Ona wyszła za mąż w wieku 18 lat, a najstarszą córkę urodziła, kiedy miała 19. A skoro już o jej dzieciach, to ma ich troje – dwie córki i mojego męża, on jest najmłodszy. Siostry Mateusza raczej trzymają się na dystans i  rzadko utrzymuję z nimi kontakt. Nie ma między nami konfliktów, ale nie zbliżyłyśmy się jakoś. Może to moja wina, bo nie starałam się im przypodobać – nie potrafię odgrywać jakiejś roli, żeby się z kimś zbliżyć. Spotykałyśmy się na rodzinnych uroczystościach, dzieliłyśmy się przepisami, rozmawiałyśmy na wspólne tematy i tyle. Ale mi to odpowiadało – mam dość własnych koleżanek, które znam od wielu lat.

Relacji z teściową przez te kilka lat nie udało mi się poprawić. Nawet po urodzeniu wnuczki też usłyszałam swoje od „mamusi”. Krytykowała dosłownie wszystko – wybór imienia, wózek, ubranka i nasze podejście do wychowania. Kierujemy się nowoczesnymi metodami, a teściowa wciąż próbuje nam narzucać jakieś przestarzałe sposoby, jak kąpanie dziecka w przegotowanej wodzie, karmienie krowim mlekiem przez rok i jeszcze wiele innych rzeczy, na które się nie zgadzamy. To był kolejny powód, żeby mnie nie lubić, ale zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Na szczęście mieszkaliśmy osobno i dlatego nie musiałam wysłuchiwać tego wszystkiego aż tak często.

Nie trzeba dodawać, że według niej nie jestem żadną gospodynią – nie gotuję dobrze, równie źle sprzątam, a ona nie widzi, żebym kochała jej syna. Wymyśliła sobie, że ​​jej nie szanuję i wszystkim się na mnie skarży. A ja się potem muszę wstydzić, kiedy ludzie pytają mnie, dlaczego tak źle traktuję swoją teściową. Wszyscy są przekonani, że ona jest aniołem, a ja niewdzięczną synową, która robi wszystko jej na złość.

I wszystko dałoby się przeżyć, gdyby nie jedna sytuacja – mieszkanie teściowej zostało zalane przez sąsiadów i przez jakiś czas nie miała gdzie mieszkać. Z jakiegoś powodu siostry mojego męża zdecydowały, że powinna wprowadzić się do nas. Byłam temu kategorycznie przeciwna. Nie chciałam mieszkać pod jednym dachem z osobą, która mną gardzi. Ale szwagierki są cwane – mają duże mieszkania, ale matka by im tam przeszkadzała. Wszystko jest dobrze, dopóki daje im pieniądze albo pomaga, ale jak już jej trzeba pomóc, to przecież jest Mateusz, chociaż jemu matka jakoś się nie spieszyła, żeby coś dawać. Nigdy jej o nic nie prosiliśmy, ale chodzi o sam fakt – że jedno dziecko dostaje wszystko, a drugie nic. Ale Mateusz też nie za bardzo spieszył się, żeby zaprosić ją do nas – ciągle suszyła mu głowę, że tak źle się ożenił.

Ale ponieważ nie było innego wyjścia – musiałam przyjąć teściową. Jej córki nie zgodziły się, żeby z nimi zamieszkała i zrobiło mi się żal tej kobiety. Nie było wyboru – trzeba było jakoś wytrzymać.

Szczerze mówiąc, było ciężko – teściowa codziennie szukała powodu do awantury. Krytykowała nasze jedzenie, zachowanie wnuczki, która ma dopiero półtora roku, jej łóżko było niewygodne, telewizor za głośny, a sąsiedzi hałaśliwi. Ledwo się powstrzymywałam, żeby nie wybuchnąć. Wciąż miałam nadzieję, że nasze relacje trochę się poprawią przez te dwa tygodnie, ale okazało się, że wyszło odwrotnie.

Nawet mój mąż nie mógł znieść ciągłego niezadowolenia matki ze wszystkiego i wszystkich. Ale on powiedział jej to wprost, bo się jej nie bał tak, jak ja. Po jego słowach ciągle płakała i urządzała sceny z telefonami do krewnych. Skarżyła się na swojego syna i na mnie, że nastawiłam go przeciwko matce.

Żebyście wiedzieli, jakie to było dla mnie święto, jak skończył się remont jej mieszkania i mogła się wreszcie wyprowadzić… Nie myślcie, że jestem złym człowiekiem, ale naprawdę ciężko jest codziennie słuchać krytyki, i to jeszcze we własnym domu. Postanowiłam, że nic nie będę próbowała zmieniać w moich relacjach z teściową – niech wszystko będzie tak, jak jest. Ja się nie będę zmieniać i dopasowywać do czyichś  kaprysów.

Trending