Connect with us

Życie

Nasz syn wpadł w złe towarzystwo i straszne nałogi. Miałam nadzieję, że z czasem to minie, ale nawet gdy urodziło mu się dziecko, nic się nie zmieniło.

Przez 25 lat naszego wspólnego życia doczekaliśmy się z Michałem tylko jednego syna, Przemka. W zasadzie nam to wystarczało, bo oprócz rodziny mieliśmy jeszcze firmę i wkładaliśmy w nią dużo wysiłku. Może dlatego czegoś nie dopilnowaliśmy w wychowaniu naszego syna.

Nie byłam nawet na wychowawczym, wszędzie zabierałam Przemka ze sobą, nawet na różne spotkania biznesowe. Nie mieliśmy wsparcia, ani finansowego, ani psychicznego, więc mój mąż i ja mogliśmy liczyć tylko na siebie.

Przemek dorastał, poszedł do szkoły, ale strasznie rozrabiał, nauczyciele ciągle na niego narzekali. Prawie codziennie byłam wzywana do dyrektora. Nie wiem, może ciężko przechodził wiek dojrzewania albo ojciec poświęcał mu za mało czasu, ale za każdym razem było gorzej. Ciągle obwiniałam się o to, że tak źle wychowałam mojego jedynego syna, ale nie mogłam przecież cofnąć czasu.

Oczywiście, jak wszyscy rodzice, marzyliśmy o tym, żeby dać naszemu dziecku to, co najlepsze. Chcieliśmy przygotować syna do dorosłego życia i być z niego dumni. Kiedyś planowaliśmy przekazać mu firmę, ale musiałby mieć taką chęć, pójść na studia i się rozwijać. Własny biznes to nie jest miejsce, w którym po prostu siedzisz, a pieniądze same spadają ci z nieba. Tam też trzeba ciężko pracować i myśleć.

Ale Przemek tego wcale nie chciał. Może myślał, że będziemy go utrzymywać przez całe życie, a on będzie się bawił i cieszył się życiem. W ostatnich klasach wpadł w złe towarzystwo, zaczął pić alkohol, palić, a później na dodatek zażywać różne niedozwolone substancje. Byłam zrozpaczona, nie miałam na niego żadnego wpływu, kompletnie ignorował nasze błagania i zakazy męża.

Zwróciliśmy się nawet do psychologów. Myśleliśmy, że uda się wszystko rozwiązać bez ośrodków odwykowych i szpitali. Ale dowiedzieliśmy się tylko, że jest źle – syn nie chciał się zmienić, a bez tego można zapomnieć o rezultatach.

Ledwo udało mu się skończyć zawodówkę. W szkole Przemek poznał Irenę, wspaniałą dziewczynę. Pomogła mu wydostać się z tego złego towarzystwa, za co byliśmy jej bardzo wdzięczni i szczęśliwi.

Na chwilę nasz syn naprawdę się opamiętał. Często odwiedzał nas z Ireną, aż wreszcie poinformowali nas, że zamierzają się pobrać. Z tej radości obiecaliśmy młodym, że urządzimy im piękne wesele, a w prezencie dostaną od nas mieszkanie.

Tak też zrobiliśmy, a później dowiedzieliśmy się, że synowa jest w ciąży i przygotowuje się do narodzin naszego pierwszego wnuka. Kiedyś przyszłam do nich bez uprzedzenia i to, co tam zobaczyłam, wywołało we mnie tylko oburzenie i rozpacz. W mieszkaniu był taki bałagan, że aż złapałam się za głowę. Mało tego, wszystko było zadymione i można było dostrzec ślady zażywania narkotyków. Nikogo nie było w domu i po prostu nie wiedziałam, co zrobić. Zadzwoniłam do męża i poprosiłam, żeby przyszedł. Jego reakcja była dokładnie taka sama jak moja, bo oboje myśleliśmy, że kłopoty z synem już dawno minęły.

Poczekaliśmy na Przemka i Irenę i zażądaliśmy wyjaśnień. Pytań było znacznie więcej niż odpowiedzi. Syn żarliwie przepraszał, ale Michał powiedział, że nikt już nie będzie tolerował takiego zachowania. Jeżeli nic się nie zmieni, przymusowo wyślemy go na odwyk. W końcu powinien dorosnąć, niedługo sam zostanie ojcem, a nadal zachowuje się tak głupio.

Od tego czasu codziennie dzwoniłam do synowej i pytałam, czy wszystko jest w porządku. Czasami przychodziłam do nich niespodziewanie i na własne oczy widziałam, że mówiła prawdę. Później Irena urodziła, a Michał i ja po raz pierwszy zostaliśmy dziadkami. Byliśmy bardzo szczęśliwi, że mamy wnuka. Rodzice dali mu na imię Kamil.

Ale kiedy Irena była w szpitalu, Przemek znowu wrócił do swoich nałogów. Mój mąż dotrzymał słowa i wysłał go do ośrodka odwykowego. Synowa została przez jakiś czas sama, ale ja przychodziłam i codziennie pomagałam jej opiekować się dzieckiem.

Syn był w ośrodku przez trzy miesiące, a potem wrócił do domu. Obiecał nie wracać do swoich nałogów i chyba wyciągnął z tego wnioski. Uwierzyliśmy mu i mieliśmy nadzieję, że rzeczywiście tak będzie.

Młodzi często przyprowadzali do nas wnuka i prosili, żebyśmy się nim zajęli, kiedy oni musieli iść do pracy. Wtedy przypomniałam sobie, jak sama chodziłam do pracy i na spotkania z synem na rękach. Poczułam coś w rodzaju „deja vu”, bo nawet kiedy zostałam babcią, nie siedziałam w domu, tylko dalej zajmowałam się firmą.

Pewnego dnia, jak zwykle, poszłam do mieszkania syna i znów zastałam ten smutny obrazek. Okazało się, że Przemek wrócił do swojego dawnego stylu życia. Mój mąż i ja nie wiedzieliśmy już, co robić. Najbardziej żal nam wnuka, który musi dorastać z takim ojcem.

Najpierw chciałam porozmawiać z moją synową, jak się z tym czuje i czy ma jakiś pomysł, jak to zmienić. Irena powiedziała, że ​​kocha Przemka i tylko dlatego to znosi, ale też jej się to bardzo nie podoba.

Jestem w ślepej uliczce. Myślę nawet o tym, żeby odebrać im wnuka, dopóki Przemek się nie zmieni. Na razie myślę, że Kamilek nie jest bezpieczny przy takim ojcu.

Trending