Connect with us

Historie

Historia o tym, jak wyratowałem psa z zamarzniętego stawu

W paru słowach – była zima. Szedłem sobie spokojnie do pracy, zajmowało mi to jakieś pół godziny. Poranek był bardzo mroźny, więc owinąłem się szalikiem i ledwo coś zza niego widziałem. Droga wiodła przez mały park ze stawem, który był teraz prawie cały zamarznięty. W pobliżu nie było żadnych ludzi, w końcu to była 6 rano! Nagle usłyszałem jakiś hałas i żałosny skowyt.

Wtedy zobaczyłem psa, labradora walczącego w wodzie. Natychmiast pospieszyłem mu z pomocą. Szczerze mówiąc, nawet nie zdawałem sobie sprawy, co robię. Wszystko działo się tak szybko. Wyglądało na to, że wyciągnąłem go w ostatniej chwili, jeszcze trochę i zszedłby na dno. Dobrze, że nie boję się wody, nawet bardzo zimnej.

Labradory to bardzo aktywne psy, często zachowują się jak prawdziwe tornado, dlatego też pewnie trafił do lodowatej wody. Było oczywiste, że ten pies do kogoś należy, pewnie się zgubił albo uciekł z domu. Byłem cały przemoczony – o żadnej pracy nie mogło być mowy. Na szczęście przytomnie zostawiłem torbę na brzegu, miałem w niej telefon. Zadzwoniłem i powiedziałem, że nie przyjdę tego dnia do pracy.

Wziąłem do siebie czworonoga i dałem ogłoszenie w internecie. Niecałą godzinę później jego właściciel już stał już na progu mojego domu. Mężczyzna ledwo powstrzymywał łzy, dziękował mi i nazwał mnie bohaterem. Nawet nie wiedziałem, jak się zachować, było mi jakoś niezręcznie… Bo chyba każdy na moim miejscu zrobiłby to samo?

Trending