Historie
Dwa miesiące po porodzie odebrałam telefon ze szpitala z szokującą wiadomością
Mój mąż i ja od dawna staraliśmy się o dziecko. Chociaż tak naprawdę nie od razu po ślubie zajęliśmy się tym tematem. Pobraliśmy się, kiedy mieliśmy zaledwie po 25 lat. W tym czasie mój mąż jeszcze studiował, a ja zamierzałam znaleźć pracę w Niemczech (mieliśmy się tam przeprowadzić oboje). Koncentrowaliśmy się na tym wyjeździe. Poza tym najpierw musieliśmy się trochę dorobić, znaleźć stabilną pracę, zdobyć wykształcenie.
W wieku 29 lat zdecydowaliśmy, że chcemy mieć dziecko. Tak zaczęło się wiele lat prób i rozczarowań. Po powrocie do Polski od razu skierowaliśmy nasze kroki do kliniki, która zajmowała się rozwiązywaniem problemów z poczęciem. Zaczęliśmy szukać przyczyny naszych niepowodzeń. Na początku nawet nie myśleliśmy, że problem może leżeć w moim mężu, bo jest osobą bardzo silną i aktywną. Ale wszystkie testy potwierdziły, że ze mną jest wszystko w porządku.
Rozważyliśmy wszystkie za i przeciw i zdecydowaliśmy się na zapłodnienie in vitro. Zaczęłam się do tego starannie przygotowywać. Nawet nie przypuszczacie, jakie to było trudne. Po pierwsze, trudno nam było do końca zaakceptować, że potrzebujemy takiej procedury. Po drugie wszyscy nasi bliscy i znajomi zamęczali nas już ciągłym wypytywaniem o dzieci… Najbardziej zainteresowani wywierali na nas trudną do zniesienia presję, a temat był przecież delikatny.
Po pierwszym zabiegu z niecierpliwością czekaliśmy, aż za tydzień lub dwa test wykaże pozytywny wynik, a ciąża będzie rozwijać się właściwym torem. Mieliśmy szczęście, już za pierwszym razem się udało. Mój mąż zachowywał się, jak prawdziwy bohater, nawet lekarze go chwalili. Chodził ze mną na wszystkie wizyty i zabiegi, zawsze był przy mnie.
Niesamowicie szczęśliwi czekaliśmy na pojawienie się naszego małego cudu na świecie. To było coś niesamowitego, czułam, jakbym nosiła pod sercem największy skarb. Ciąża przebiegała świetnie – to był najpiękniejszy okres w moim życiu. Towarzyszył nam jednak wielki strach przed utratą dziecka, na które tak bardzo czekaliśmy i które już bezgranicznie kochaliśmy.
Urodziłam zdrowego chłopca. Byliśmy tak szczęśliwi, że nic poza naszym dzieckiem dla nas nie istniało. Minęły ponad dwa miesiące w szczęściu i miłości, kiedy otrzymaliśmy telefon ze szpitala. Usłyszeliśmy, że musimy się tam pilnie zjawić. Okazało się, że do kliniki zwróciła się inna para, która też wykonywała sztuczne zapłodnienie i twierdziła, że dzieci zostały “podmienione”… Przy wszczepieniu embrionu doszło do pomyłki… A moje dziecko urodziła inna kobieta. Możecie to sobie wyobrazić? Wszystko to potwierdziły testy DNA, na które tę drugą parę namówili ich krewni.
Następnego dnia wszyscy się spotkaliśmy. Było to bardzo trudne, bo i ja, i tamta kobieta przez 9 miesięcy nosiłyśmy te dzieci, urodziłyśmy je i przez ponad dwa miesiące wychowywałyśmy jak własne. Ostatecznie ustaliliśmy, że wszystko zostanie tak, jak jest… Będziemy utrzymywać ze sobą kontakt i patrzeć, jak nasze biologiczne dzieci rosną w innych rodzinach. Ale kto wie, może nawet w przyszłości zostaną przyjaciółmi…
-
Ciekawostki2 lata ago
Przyszła synowa została u nas na noc. Rano odwiedziła nas moja siostrzenica i okazało się, że ona i narzeczona syna się znają. A następnego dnia przyjechała jego przyszła teściowa razem z córką i urządziły straszną awanturę. Z jakiegoś powodu moja siostrzenica powiedziała synowej, że ja i mój mąż nie będziemy im pomagać po ślubie i jeszcze że chcemy sprzedać samochód naszego syna. W rezultacie ślub się nie odbył
-
Ciekawostki2 lata ago
Brat przybiegł wcześnie rano, jak tylko dowiedział się, co zrobili rodzice
-
Rodzina3 lata ago
Obaj moi synowie są żonaci. Moje synowe diametralnie się od siebie różnią – jedna siedzi z telefonem na kanapie, a druga szykuje jedzenie dla wszystkich. Ilona mieszka z nami i nie chce jej się nic robić. Pewnego dnia nie mogłam się powstrzymać i ją zawstydziłam, mówiąc, że u niej zawsze jest brudno. Teraz nikt w domu ze mną nie rozmawia
-
Historie3 lata ago
„To u was można brać prysznic dłużej niż 30 minut?” – usłyszałam od koleżanki, która mieszka w Niemczech